Full text of "Bielany"
Google
This is a digital copy of a book that was prcscrvod for gcncrations on library shclvcs bcforc it was carcfully scannod by Google as part of a projcct
to make the world's books discoverablc onlinc.
It has survived long enough for the copyright to cxpirc and thc book to cntcr thc public domain. A public domain book is one that was never subjcct
to copyright or whose legał copyright term has expircd. Whcthcr a book is in thc public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, cultuie and knowledge that's often difficult to discovcr.
Marks, notations and other maiginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journcy from thc
publishcr to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commcrcial partics, including placing lechnical rcstrictions on automated querying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use ofthefiles We designed Google Book Search for use by individuals, and we request that you use these files for
person al, non-commercial purposes.
+ Refrainfinm automated ąuerying Do not send automated querics of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a laige amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attributłonTht Goog^s "watermark" you see on each file is essential for in forming peopleabout thisproject and helping them lind
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can'l offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
anywhere in the world. Copyright infringement liabili^ can be quite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps rcaders
discoYcr the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli icxi of this book on the web
at |http: //books. google .com/l
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,r..l,i.-dbvG00Silc
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
db,Googk
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:;,-„i,i.-db,.GoO<^lc
H BIELANACH.
db,GoogIe
BIBLIOTEKA KRAKOWSKA
STANISUW TOMKOWICZ
BIELANY
2 ILLUSTRACYAMl
W KRAKOWIE
19C
1
:!,q,i,i.:db,GoogIe
HAKŁADEM TOW. HIŁOŚKIKÓW HISTORYI I ZABYTKÓW KRAKOWA.
:!,q,i,i.:db,GoogIe
l^l^fit(}ż nie zna w pobliżu Krakowa słynnych Bie-
«ii^ lan, z uroczą nad Wisłą, lasem pokrytą gó-
rą, z której szczytu roztacza się wspaniały widok
na dolinę nadwiślańską, na Wawel, na Tyniec,
nieco dalej na zamek Łęczyński i myślenickie pod-
górze, a najdalej na śnieżne szczyty Tatr! Cel to
majówek młodzieży, spacerów turystów pi-,(yjeżdża-
jących do naszego miasta, licznych w lecie wycie*
czek Krakowian, szukających świeżego powietrza.
Ciche zresztą ustronie raz w roku, na Zielone
Święta, zapełnia się różnobarwnym hałaśliwym tłu-
mem- Z Krakowa i okolic podążają tiakry i furki
chłopskie zielenią przybrane a natłoczone ludźmi;
rodziny i całe towarzystwa rozkładają się tu na
trawie wśród drzew cienistych ; w rozbitych na
polance namiotach i budach sprzedają się przeką-
ski i napoje, między drzewami kołyszą się huśta-
wki, zewsząd dolatują wesołe śpiewy i okrzyki
pełne fantazyi, nie brak i niewybrednych par tań-
czących na trawniku przy dźwiękach katarynki
lub improwizowanej przedmiejskiej orkiestry, czyli
tak zwanych zwierzynieckich mlaskotów. Słowem
przez dwa dni, jeżeli dopisze niepewna majowa
pogoda, bywa tu J'ojno, gwarno i hucznie, pod
bokiem zakonnej pustelni, mieszczącej okazały
"^
_ 4 —
z trzema -wieżami kościół, a u stóp jego w dom-
kach z ogródkami rozsianych w środku lasu, kil-
kunastu hialych mnichów ś. Romualda, oddanych
umartwieniu i kontemplacyi. Po drugiej stroińe
tajemniczej bramy eremu jak rok długi panuje
milczenie, przerywane tylko dzwonkiem zwołują-
cym w dzień i w nocy mnichów na modlitwy
i uderzeniami godziny na .zegarze kościelnym,
brzmiącemi w tej uroczystej ciszy jakby smętne
przypomnienie, że każda godzina może być twoją
ostatnią.
Zaledwie parę razy do roku otwierają się też
na oścież podwoje bramy klasztornej i publiczność
spieszy przyjrzeć się pustelni, nacieszyć się wido-
kiem z nad balustrady pierwszego podwórza, pod-
dać się nastrojowi obszernego a pełnego spokoju
białego wnętrza barokowej świątyni o wybornej
proporeyi przestrzeni i poważnej rytmice łuków
sklepień i otworów arkad.
I. Dzieje Błelaóshlej Góry i
Przeznaczonem, zdaje się, było oddawna gó-
me bielańskiej stać się miejscem pustelni zakon-
nej, a losy wsi już w zaraniu dziejów Polski
związane były ze zgromadzeniami klasztorneini.
W połowie Xni w., a może i przedtem, Bielany
należą w części do Norbertanek Zwierzynieckich,
w części do panien Staniąteckich. Część ta druga
wcześnie wyszła z rąk klasztornych. Już w roku
1433 właścicielem jej jest doktor medycyny Jan
Gromczicz zwany też Morayus, a wkrótce potem
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
abywają ją Zarogowsoy. I -wtedy to o maio co,
i nie stanął tu klasztor Kartuzów, i to dzięki hi-
wi-ykowi Długoszowi, który wiele pobożnych fuii-
acyn zostawił po sobie, a szczegtilną miłością ota-
cai Kartuzów. Naprzód chciał namówić Kazimie-
ca Jagiellończyka, aby im oddał miejsce i mury
Ledokończonego uniwersytetu Kazimierzowskiego
a Bawole, czyli na Kazimierzu, w pobliżu Wol-
icy i Bożego Ciała. Gdy ten zamiar z powodu
rzeszkód prawnych nie mógł być urzeczywistnio-
ym, Dlupfosz nie dal za wygraną. Spodobało mu
ię położenie góry bielańskiej, zwanej wówczas
agórkami ś. Stanisława, albo niekiedy wprost
ylko „na górkach", i postanowił starać się o jej
abycie. Stał się przez to powodem waśni rodzin-
ej. Posiadał on do dyspozycyi pola, które już dla
kartuzów Kazimierskich były zakupione na Prą-
niku pod Krakowem. Pagórki ś. Stanisława le-
ały w części Bielan należącej do Zarogowskich.
Hugosz rozpoczął traktować o zamianę góry na
ola prądnickie; stary Mikołaj Zarogowski przy-
lał i zawarł umowę w r. 1480. Ale cóż kiedy po-
:azało się , że panu Mikołajowi pamięć niedopigy-
/ała. Zapomniał, że jnż przed 30 laty zrobił był
3stament, którym Bielany zapisał synom. Syno-
wie teraz wytoczyli ojcu proces. Śmierć przerwała
arówno spór jak i układy z Długoszem. Długosz
marł jeszcze w tym samym roku 1480; w dwa
łta po nim Zarogowski. Przed śmiercią nawiózł
odobno kamieni na budowę klasztoru, a teatamen-
ern ostatnim przeznaczył obok placu budowlanego
liejsce na górze pod sad i winnicę dla Kartu-
ów — lecz skoro oczy zamknął, synowie posta-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
— 6 —
rali się g zniesienie tych rozporządzeń i ukladtiw.
Rzeczy zostały po dawnemu. Kartuzi widocznie
nie mieli szczęścia w Krakowie — i po tych dwóch
próbach nie słychać później o nich w naszem mieście.
Już w połowie XV wieku oprócz części Za-
ro(cowskich i części należącej do klasztoru zwie-
rzynieckiego, jest na Bielanach folwark rodziny
Sciborów z sąsiedniego Ch^mu i Woli chełmskiej
czyli późniejszej Justowakiej, którzy od wsi swojej
dziedzicznej przybrali nazwę Chełmskich. Około
r. 1533 Chełmscy, którzy byli zapewne przedtem
nabyli część Zarogowskich i stali się w ten spo-
sób właścicielami połowy Bielan, zapragnęli po-
siąść całą wieś. I podobno jako źli sąsiedzi przy-:
wlaszczyli sobie część należącą do panien Zwierzy-I
nieckich gwałtownym sposobem. Wyniknął stąd
długi spór, który jeszcze w r. 1579 trybunał ode-
słał do Sejmu. Ostatecznie Chełmscy utrzymali się
i sprzedali Bielany całe Sebastyanowi Lubomir-
skiemu. Proces jednak nie był ukończony i do-
piero w r. 1596 Lubomirski w drodze ugody wy-
płacił klasztorowi Zwierzynieckiemu za jego prawa
i pretensye 900 zł.
Wszakże co było przeznaezonem, spełnić się
musiało; krótko Bielany pozostały w ręltach świe-
ckicłi. Na początku XVII w. znów, i tym razem
na stałe, stają się własnością klasztoru, tylko ż«
całkiem innego.
Dziejom założenia pustelni kamedulskiej nie
brak cechy oryginalności i tej fantastyczności.
którą odznaczał się u nas wiek XVII, wiek wiel-
kiego rozpasania i anarchicznej samowoli, wiek
łjezprawia i niesłychanych gwałtów, wiek buntów
:!,q,i,i.:db,GoOgIc
Obrai O, Wenanti
:!,q,i,i.:db,GoogIe
b,GoogIc
rokoszów, ale Euazeia wiek pięknych, czasem
-roicaniTtA p»łiywi>w. peł-rti przykład-^w silaciw-
Lesro pol^«-■ęe«lia. ozytb-w ry..-ersfciih. dz)«;4 ii^p»-
Lałej hojiKićci p-łt^iżn^j i -i- •hr*jcz\~nnr^j, swiadcn-
rcfa o wielkiej sile wiary. Był to aas wybujałej
idywidnalifDtsci sidoh^^ckit^j, Zwtaszi^za możno-
ładcy ep»ki Waztiw mićli w s*>bie jakiś n-s wiel-
•>~4rL Były to ^-jt^taćie p>:>cęźne o zakn-ju drama-
v~cznyiiL Sredni-^j miary &snr między nimi mało.
t>'wali demonicznie ŹU - aIN> nadlutlzko ł.>>>hater-
c-y. Czasem dwa te prze«:iwieQ~twa łąi-zyly sie
V jednej tnetArm i naprzemian w niej ff''>rę brały.
Fundator eremu ł!L3me<iui<'>w na Bielanach,
Vlikołaj z Podhajec W»IskL na<iwczas nrarszalek
ladw. kon>nny. a p>3zniejazy marszałek wielki
k.oT. do tjcłi t»>haterski<:-h Icib też dramatycznych
typów zaliczonym bye nie m-rże. Spotykała g,o na-
wet od współczesnych natfana. że b\ 1 zb>t sloomDy
i spokojny- Należy ■>n za to do mężi>w zacnyełi
i sziacfa^nych, któn-m czynienie dobrze najwię-
kszą sprawiało przyjemn-*?---, było prawdziwą po-
trzebą serca. Pan ocrriłinnej fortuny, skoro pnicz
pięciu starost posiadał 7 Uiiczów dó)»r w^snycli,
łdlka sołtystw i mnogo domów w Warszawie, Kra-
kowie i innych miastach, wychowaniem młodości
swojej zaprzyjaźniony z dworem aiistr)'acldm, a pia-
stowanymi w Polsce urzędami zbliżony naprzód
do Henryka Walezego, a potem do Zygmunta HI,
dwa główne w życiu miał zamiłowania: do zajęć
umy^owych i do podntżowania. Wykształcenie
jego było zupełnie niezwykłe, otaczał się ludźmi
nauki i art>'8tami, rad ich s<^ibie nawet z zagra-
nicy sprowadzał, miał wyborną kapelę i dobierał
:!,q,i,i.:db,GoogIe
_ 8 —
do niej niepospolitych kierowników, zbierał ksi^i
i obrazy. Podróżował ogromnie wiele; już jaki
chłopiec 10-letni odwieziony został przez ojca óo
Wiednia na nauki i wkrótce potem w towaraj-
stwie arcyksiąźąt atistryackich odbył podróż da
Brulcselli. Następnie jako dorastający młodzieniec
zwiedził Niemcy, Belgię, Prancyę, Anglię i Wło-
chy. Odbywał uroczyste poselstwo w imieniu Pol-
ski do cesarza Maksymiliana. Po obiorze Bator^o.
jako gorący zwolennik kandydata atistryackiego
na tron polski, opuści! kraj i przez cale panowa-
nie Batorego trzyma! się zdała od ojczyzny, prze-
siadując przeważnie w Pradze na dworze cesarza
Rudolfa, piastował tam nawet dostojności dworskie.
Wrócił do kraju dopiero za Zygmunta III. I zno-
wu chętnie podejmował różne podróże i poselstwa
z polecenia króla, który go tytularni 1 urzędami
obdarzał. Wszystkie te wypi-awy zawsze własnym
opłacał kosztem. Lubił w nich nawet rozwijać oka*
żałość i zbytek.
Jeżeli z jednej strony bywał rozrzutny i rad
hojnością imponował, to z drugiej jednak nie gar-
dził ubocznymi dochodami. Za młodu brał jurgielty
od zagranicznych panujących, z którymi w stosun-
kach pozostawał; potem kumulował starostwa.
Przez lat kilkanaście pobiera) nawet intratę z ko-
mandoryi poznańskiej, nie będąc wcale kawalerem
maltańskim. Ta ostatnia okoliczność zresztą stała
się podobno pierwszą pobudką do założenia kla-
sztoru bielańskiego. Marszałkowi naówczas nadwor-
nemu kor. ciężyły jakoś na sumieniu te dochody
poznańskie. W r. 1602 bawiąc w Rzymie, na po-
selstwie dr) Klemensa VJ1I, wyznał swój niepokój
:!,q,i,i.:db,GoogIe
i prosił Ojca ś. o wskazówkę jak ma wjnaftTodzić
krzywdę Kościołowi zrządzoną. Papież miał mu
poradzić, iżby w ojczyźnie fundował klasztor dla
zalionnikdw ostrzejszej reguły, którychby kraj jesz-
cze nie posiadał.
Rozglądając się we Włoszech za tą sprawą,
Wolski upodobał sobie szczególnie Kamedułdw
w pustelni Moas coronae koło Perugii. Wtedy
postanowił wprowadzić ich do Polski i ufundować
im p«stelniC.-'W r. 1603 przybyli pierwsi Kameduli
do Krakowa i na żądanie Wolskiego szukali w oko-
licy miejsca najodpowiedniejszego na pustelnię.
Wybór ich padł na górę bielańską, która znako-
micie nadawała się do tego celu. Ale góra jak
i wieś Bielany była własnością Sebastyana Lubo-
mirskiego kaszt, wojnickiego. Ten nie chciał jej Wol-
skiemu odstąpić. Jednakowoż kasztelanowa, pani
pobożna i dobi-oczynna, sprzyjała zamysłowi i po-
stanowiła dopomódz do tej sprawy. I postawiła na
swojem. Za jej radą i namową ucieknięto się do
fortelu. Marszałek Wolski wyprawił ucztę, na
którą zaproszono Icsiędza biskupa krak. kard.
Maciejowskiego, kasztelana Lubomirskiego, Jerze-
go ks. Zbaraskiego, późniejszego kaszt, kiak., bar-
dzo Kamedułoui przychylnego i innych dostojnych
gości. Przy końcu biesiady, kiedy uczestnicy w do-
bry już byli wprowadzeni humor. Wolski napro-
wadził rozmowę na rzecz o zamierzonej fundacyi,
i zaczął ubolewać, że' w dobrach swych nie ma
miejsca dogodnego na erem. Biskup krak. i ks. Zba-
raski zezwalali na obranie w ich dobrach stoso-
wnej miejscowości. Podziękował im Wolski za do-
bre chęci, lecz doda), że już tę sprawę badał, ale
:!,q,i,i.:db,GoogIe
10
i u nich napr<1żno sznkaiio dogodnego umieszcze-
nia. Zręcznym obrotem zachęcony kasztelan woj-
nicki, oświadczył tedy gotowość do odstąpienia na
ten cel góry a nawet i wsi Bielan, Tego tylko cze-
kano. Akt darowizny jnż był napradd przyjcoto-
wany. Podsunięto go panu kasztelanowi, ktdry pa-
pier podpisał. Taka hojność wywołała głośne obja-
wy uznania i wdzięczności. Wśród podziękowań
marszałek Wolski podarował Lubomirskiemu użytti
do biesiady naczynia srebrne ogromnej ceny, wy-
równywającej rzekomo wartości Bielan. Ale mimo
to zawsze Łubom ii'skiego za współfundatora kla-
sztoru uważano. A Bielniszę, czyli dawne pag<5rki
ś. Stanisława, według tradycyi na pamiątkę tych
srebrnych darów nazwano odtąd Srebrną Grfrą,
mom argenteus.
Teraz już nic nie przeszkadzało wprowadzeniu
zamiaru w życie. W roku zaraz następnym Wol-
ski i Lubomirski wystawili urzędownie akt fun-
dacyi i zapewnili przyszłemu klasztorowi uposaże-
nie. Pierwszy darował Kamedułom wsi Mników
i Mnikówek ; drugi wieś Bielany. Wysłany umyśl-
nie po to do Włoch powiernik Wolskiego, Paweł
Henik, mieszczanin krak., mąż wielce uczony i po-
bożny, który 3 razy w życiu zwiedził Ziemię świętą
a 16 razy Włochy, przywiózł ztanitąd kilku Ka-
medulów, którym Benedyktyni Tynieccy ofiarowali
tymczasowe schronienie w swojej wsi Bodzowie, po
drugiej stronie Wisły. Trzeba było myśleć o bu-
dowie eremu. Materyał był pod ręką. W gdrze
bielańskiej znalazł się wapień budowlany i jaż
w r. 1604 otwarty był niedaleko miejsca obranego
na klasztor, kamieniołom, w kt(')rym do dziś dnia
db,GoogIe
— li-
na ścianie skalistej wśrrfd zarośli, ktrfre tu później
wybujały, widać jeszcze wykutą datę 1604, tudzież
nazwisko zapewne kamieniarza : Jan Malecky. Nie-
braklo i gliny dobrej do wypalania cegły. Są po-
dziśdzień wielkie cegielnie w sąsiednich Przego-
rzalacli, które może od pieców tych swą nazwę
otrzymały, jest cegielnia także na zboczu samej
góry bielańskiej tuż pod klasztorem. Marmurów
do ozdoby kościoła dostarczyły kamieniomy z odle-
głego zaledwie o mil parę Sielca i Dębnika pod
Krzeszowicami.
Z okieu mieszkania swego w przeciwległym
Bodzowie patrzeli włoscy Kameduli na rozpoczy-
nające się na szczycie góry roboty. Kamień wę-
gielny pod erem czyli 20 domków pustelni położył
w r. 1605 biskup krak. kard. Bernard Maciejow-
ski. W cztery lata później poświęcenia miejsca pod
budowę kościoła dokonał nuncyusz papieski Si-
moneta. W r. 1610 Kameduli z' Bodzowa przepro-
wadzili się do nowego eremu i zaraz potem otwo-
rzyli nowicyat.
Wolski tymczasem, dla doglądania robót i kie-
rowania niemi osobiście, zamieszkał na górae bie-
lańskiej w jednym z nkończonych już budynków
klasztornych. Był to podobno refektarz obecny, czy
też może pięterko nad rozmownicą po drugiej sti-o-
nie frontu kościoła. Tutaj to nieraz powracał
w chwilach wolnych od zajęć i misyj publicznych,
i długie wieczory zimowe przepędzał pi'zy komin-
ku, w otoczeniu przyjaciół, do których należeli
wspomniany powiernik Henik, dalej znany histo-
ryk X. Szymon Starowolski, Fryderyk Alembek
dr teologii, przeorowie Kamedulów : Hieronim Pe-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
mżyn, Albert •/. Padwy i Jordan Mone^hina, na-
radzając się z nimi nad szczegółami fundacyi lub
dyskutując z upodpbaniem zagadnienia naukowe.
Sprowadza! też sobie do Bielan różnych artystów ;
za jego staraniem przebywał tu w latach 1624 —
1625 O. Wenanty, Wioch Kamedula, bardzo zdolny
malarz, który wykonał wyborny portret Wolskiego
rachowany w kościele i kilka obrazów do chóru,
oraz dekorował zapewne wnętrze kaplic niektórych
lub kapitularza. Może też dzięki zabiegom Wol-
skiego dostał się tu r. 1617 do nowicyatu X. Jan
Gierlicki z Krosna, wytrawny muzyk i kompozy-
tor, który długie lata w eremie srebmogórskim
przepędził. Jako umysł wszechstronny, Wolski zaj-
mował się równocześnie urządzeniem ogrodów kla-
sztornych na południowych stokach góry, kazał
plantować nierówności ziemi, na podmurowaniach
i sklepieniach zawieszać tarasy, które dziś jeszcze
podziw wzbudzają. Miał on bardzo rozwinięty zmysł
organizacyjny i we wszystkich swoich majątkach,
a nawet czasowo dzierżonych starostwach podno-
sił gospodarstwo, stawiał piękne budynki, zakła-
dał ogrody.
Kto był pierwszym budowniczym bielańskich
gmachów, nie wiadomo. Budowa nie musiała być
bardzo dokładną. W roku bowiem 1617 w jesieni,
runęła większa część kościoła, tjędąciego niemal
na ukończeniu. Nie zraziło to bynajmniej Wol-
skiego, który czuwał nad postępem dzieła. Owszem
wkrótc{) po wypadku postanowił przystąpić do na-
prawienia szkody i dokończenia rozpoczętego bu-
dynku. Przezorność kazała obejrzeć się za zdol-
niejszemi niż dotąd i doświadczonemi siłami. Pi'a-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
wdopodobnie za pobytu swogo dawniejszego w Cze-
chach, Wolski poznał był przynajmniej ze sławy
architekta Włocha, Andrzeja Spezzę,kttiry tam
miał niemałe wzięcie i stawiał kłasztor w Walditz,
a podobno' brał udział w jakiejś pierwotnej budo-
wie pałacu Wałdsteinów w Pradze, bo właściwa
budowa stanęła dopiero później w łatach 1623—
1630. Przywołany do Polski Spezza jako projektu-
jący budowniczy zawail w r. 1618 umowę z Wol-
skim, w której jako majstrowie wykonawcy wy-
mienieni są także Giorgio Balarino de Ostra-
via i Jan Kinkowski, kamieniarze. Przedmiot
łcłóWny mnowy stanowiła facyata kościoła. Jedna-
kowoż zajść musiała jakaś pi-zeszkoda i zwlolta,
skoro są dowody, że facyata ukończoną została do-
piero w r. 1630 i to przez innych mistizów, byli
niemi mianowicie: Jan Succatori, budowniczy
królewski i Jakób lapicida.
W tym samym roku nmarl także główny fun-
dator eremu, Wolski, zapisawszy jeszcze umilowa^
nenm klasztorowi dwie wsie, dochody na różnych
innych dobrach i kamienicę przy ul. Gołębiej w Kra-
kowie (1. or. 6). Umarł jako marszałek w. kor.
Dostatki, wielka pozycya społeczna i wysokie go-
dności nie zaślepiły tego wzniosłego umysłu i serca,
Żegnał ten świat bez żalu, myśląc tylko z obawą
o zbawieniu duszy. Uważał się za wielkiego grze-
sznika; kazał się pogrzebać w podziemiach bie-
lańskiego kościoła i sam sobie na prostej płycie
grobowej w posadzce nawy ułożył napis łaciński
zapożyczony z nabożeństwa za zmarłych, świad-
czący do dziś dnia o głębokiej jego pokorze. Brzmi
on w tlómacKeniu:
:!,q,i,i.:db,GoogIe
Zti strachem myślę o czyoach moich i pneed
Tobą się rumienię;
Gdy przyjdziesz sądzić. Panie nie chciej mnie
potępić.
Nawet nazwiska sweafo nie kazai na gi'obie
wyryć. Obowiązku wdzięczności wobec pamięci
fundatora dopehiili dopiero później 00. Kameduli,
wmurowując dlań piękne, choć stosunkowo skro-
mne epitafium wysoko nad wejściem gWwnem
w nawie kościoła.
W epoce rozwielmożnionego bezprawia i za-
ćmienia pojęć etycznych, któi-ą tak jaskrawo ma-
hije książka Wł. Łozińskiego Frawem i lewem, był
Wslski postacią może niezbyt wybitną i w sto-
sunku do zdolności i materyalnych środków nie
dość czynnie w dziejach Polski występującą, ale
bezwzględnie prawą, dodatnią i sympatyczną.
Poświęcenia kościoła bielańskiego Wolski nie
dożył. Nastąpiło ono dopiero w r. 1642, a ceremo-
nii dokonał X. Tomasz Oborski, sufragan krak.,
słynny z ascetyzmu i gorliwości o pomnożenie
chwały Bożej. Urzędowanie jego przypada na epokę
reakcyi przeciw nowinkarstwu drugiej polowy XVI
w. Przywracano w całym kraju nabożeństwo ka-
tolickie w kościołach sprofanowanych przez here-
tyków. Sprowadzano zakony, budowano nowe ko-
ścioły, zakładano klasztory. Oborski czynną w tem
odgrywał rolę, nie lenił się jeździć po olbrzymiej
w owym czasie dyecezyi krakowskiej i osobisty
w ożywieniu służby Bożej bj-ać udział. Przez 30-
letni przeciąg sufragaństwa swego poświęci! ko-
ściołów 143, ołtarzy 75, kielichów 1750, portatylów
lUOO. Samych kapłanów wyświęcił 2185. Przepro-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
wadził mnłlstwo wizyt biskupich, zwłaszcza po
klasztorach, kilka raity obujinowat adininistracyę
dyecezyi po śmierci biskupów, których kilku
przeżył.
Tak tedy fundacya eremu bielańskiego byl*
dokonaną, a potwierdził ją sejm koronny w r, 1667
Wedlufę świadectwa Stanisława Albrechta Radzi-
wiłła, Wolski na to dzieło wyłożył olbrzymią sumę
pół miliona ztotycłi, nie licząc te^co co ofiarował
Sebastyan Lubomirski. Ten przykład dwiicli mo-
żnowladców stał się zachętą dla drugich. Prześci-
gali się współcześni w zapale do brania na swój
koszt szczegółów ozdoby wnętrza kościoła. Kaplicę
ś. Benedykta kazał wspaniale i bogato przyozdo>
bić sam Władysław IV, kt<irego herby wyryte są
na marmurowych odrzwiacli; a nad jej wejściem
od strony nawy głównej wisiał niegdyś wielki zło-
cony i przeźrocze rzeźbiony kartusz z herbami kró-
lewskimi. Na dokończenie ozdoby kaplicy łożył
także jeszcze Jan Kazimierz. Ściany jej pokryła
barwna i złocona sztukaterya, a wśród niej po-
mieszczono cykle obrazów w życia ś. Benedykta,
ś. Bonifacego i ś. Władysława patrona królewskie-
go - pędzla niepośledniego malarza krakowskiego,
Tomasza Dolabelli. Przeciwległą kaplicę ś. Ro-
mualda wziął na swój koszt mieszczanin krak.
Bafał D'elpace, mający brata w klasztorze i przy
pomocy tego samego Dolabelli udekorował ją nie-
mniej od królewskiej wspaniale. Dekoracya we-
wnętrzna skromniejsza, lecz niemniej artystyczna,
kaplicy ś. Sebastyana pod wieżą południową przy
facyacie, dana została staraniem Stanisława Lubo-
mirskiego, który obranym patronem tytularnym
:!,q,i,i.:db,GoogIe
jak i napisem rytym nad wejściem chciał utrwalić
pamięć i zasługi ojca swego Sebastyana około fun-
dacyi klasztoru. Przeciwległa i podobna pod drugą
wieżą kaplica s. Krzyża, nosi nazwę Czartoryskich.
Nazwa ta nie oznacza pierwotnych fundatorów, ale
zapewne w nowszych dopiero czasach złączoną zo-
stała z kaplicą. Może odnosi się do Augusta Ale*
ksandra Czartoryskiego, woj. ruskiego, który w po-
łowie XVIII w. przez ożenienie z Sienią wską,
dziedziczką hrabstwa Tęczyńsklego, stał się sąsia-
dem, a prawdopodobnie i dobrodziejem Bielan. Inne
kaplice podobnie do królewskiej i delpacowskiej
przyozdobione zostały zapewne przez innych fun-
datorów, których pamięć do nas nie doszła.
Bielany stały się w XVII w. miejscem ulu-
bionem i przedmiotem szczególnej opieki społe-
czeństwa polskiego. Gdy jedni możni panowie sta-
rali się o wyposażenie klasztoru i podniesienie
świetności miirów kościelnych, nie żałując nakładu
i biorąc najlepszych współczesnych artystów do
dekoraeyi wnętrza, drudzy obdarowywali zakrystyę
przyborami kościelnymi, świadczącymi zarówno
o ich hojności jak dobrym smaku. Królewskiej
wspaniałości szaty liturgiczne złożyli w darze:
książę Jerzy Zbaraski i Sebastyan Lubomirski.
Rodziny skromniejsze położeniem społecznem lub
majątkiem niemal mało co mniej hojne po sobie
zostawiły pamiątki-
Niezapomniane także o zaopatrzeniu biblio-
teki w pożyteczne i cenne dzieła, dla pokai'mu du-
szy i umysłu. Podstawę jej położył ów Paweł He-
nik, biegły w naukach i biblioman. Prócz w łacinie
i kilku językach nowoczesnych jak włoskim, fran-
:!,q,i,i.:db,.GoosiIe
17
cuskim, niemieckim, hiszpańskim, był on biegły
w grece, hebrajszczyźnie i nawet chaWejszczyżnie,
a w licznych podróżach swoich za gi-anicę skupo-
wał liczne dzieła tilologiczne, historyczne i teologi-
czne, w tych wszystkich językach pisane. Cały swcij
zbiór z przeszło 1000 ksiąg złożony zapisał w r. 1623
eremowi bielańskiemu. Biblioteka klasztorna zo-
stała putem znakomicie wzbogaconą większym
jeazc/.e księgozbiorem X. Jana Chryzostoma Bo-
dzenty, kan. Icrak. 1 gniezn., który umarł w r. 1678
i również pod kościołem bielańskim kazał się po-
chować. Nie obeszło się bez tego, że i sam Wol-
ski, miłośnik ksiąg uczonych darował tu niejedno
/. tych dziel, które nabywał, albo które mu nieraz
autorowie w hołdzie poświęcali.
Cala tedy świetność wyposażenia kościoła kla-
sztornego głównie z XVn w. pochodzi. Czasy pó-
źniejsze, zwłaszcza wiek XVIII mniej tutaj śladów
zostawiły. Była to epoka klęsk krajowych i upadkii
religijności. Zresztą, co prawda, po tak hojnych
fundacyach epoki Wazów, mało już było do zro-
bienia. Co najwyżej więc przyozdobiono parę jeszcze
pozostałych kaplic i ofiarowano jaki obraz łub
przedmiot do zakrystyi.
Natomiast wiek jeszcze XVII zaznaczył się
na Bielanach dość ciężkiemi klęskami, a i w na-
stępnych czasach ich nie brakło. I tak w kilka-
naście zaledwie lat po poświęceniu gmachu kościel-
nego, w r. 1656 Szwedzi pod dow<idztwem Wirtza
zajęli klasztor i tak tutaj gospodarowali, że zakon-
nicy widzieli się zmuszeni opuścić chwilowo swoją
pustelnię. Powrócili wkrótce po ustąpieniii wroga
i zajęli się naprawieniem szkoda zi-ządzonych przez
:!,q,i,i.:dbvGoOgie
18
niesforno i wier/e katolickiej nieprzyjazne żolda-
ctwo. Ale były to c/asy ciągłych niepokojów i wo-
jen. Na początku XVIII w. wybuchła drup;a wojna
szwedzka i razem wojna domowa dwricli na ti-on
polski pretendentów, z których jednego popierali
Szwedzi, drugiego Kosya. R. 1706 oblegał i dobywał
eremu bielańskiego Adam Śmigielski ; zai-az potem
wiatach 1711, 17U, 1715 łupili klasztor Rosyanie,
Konfederacya barska w latach 1769 — 1771 dała się
również uczuć pustolniczemu schronieniu zakonni-
ków, pustoszyli je zarówno Moskale jak i swoi.
Wreszcie w r, 1814 ogień przez nieostrożność za-
puszczony nawiedził wnętrze kościoła. Wtedy t"
zniszczał piękny oitarz wielki z malowidłami Sta-
chowicza i będący za nim chór zakonn>\ ozdobiony
obrazami O. Wenantego. Ucierpiały też od dymu
i gorąca stiuki i malowidła kaplic bocznych. Sto-
pił się dach miedziany na kościele, spadł hełm
i stopiły się dzwony na wieży zegarowej.
Po wszystkich tych klęskach przywracała po-
rządek zapobiegliwość i gorliwość zakonnik<'iw;
za każdym razem wkrótce odnowione gmachy ja-
śniały znów wykwintną choć pełną prostoty schlu-
dnością , która dziś jeszcze po tylu przejściach nie
doKwala widzieć śladów dawnych zniszczeń. Owszem
przejmuje podziwem dla niezwykle dbałych o ko-
ściół i jego artystyczną ozdobę oraz zawarte w tycli
murach dzieła sztuki opiekunów. Zna.jdowali oni
jeszcze i w XIX w. dobi'odziejów, którzy im do
tego byli pomocni.
Przed r. 1830 odrestaurował swoim kosztem
Woronicz biskup krak. dom mieszkalny na połu-
dniowym stoku góry, przytykający do dziedzińca
:!,q,i,i.:db,GoogIe
"pi-zed ■ki)8cioleni, urządzając sobie letnie mieszka-
nie. W r. 1857 7H(iw fco dla siebie odnowił X. Jan
Scliindler, kan. krak. i byJy ostatni prezes Rzpltej
krak. Zamieszkał fin tutaj przez lat kilkanaście,
a odwdzięczając sLę klasztorowi za gościnę kazał
też odnowić kaplicę ś, Jana Chrzciciela, która
zdaje się dosyć dużo ucierpiała była od ocenia
w r. 1814.
Bielany nietylko były oddawna ulubionem
miejscem wycieczek mieszkańców Krakowa, ale
pełne poezyi i słynne z balsam icznejj^o powietrza
leśne ustronie, przyciąffalo nieraz znakomite osobi-
stości, któi-e szukały tu schronienia lub wytchnie-
nia. I tak w r. 1613 przebywała tu czas dłuższy
w foresteryi obok klasztoru księżna Anna z Kur-
landjT Radziwiłłowa. W r. 1653 Gembicki biskup
]^:rak. schronił się tu przed morowem powietrzem,
które grasowało w Krakowie. Gdy szwedzka na-
wala zalała kraj, Jan Kazimierz uchodząc przed
wrogiem na Ślązk we wrs!:eśniu 1655 zati-zymal
się na Bielanach i ztąd patrzeć musiał ze Izami
w oczach na pożar Ivrakowa. Przeciwieństwo do
tej strasznej chwili dziejowej stanowiły odwiedziny
Jana III, który idąc pod Wiedeń tu przybył na
uroczyste nabożeństwo w celu wybiagania zwycię-
stwa; pobożna je{*o nadzieja w pomoc Bożą nie
doznała zawodu. Po śmierci wielkiego króla i wo-
dza wdowa jego Marya Kazimiera zatrzymała się
tu w r. 1698 opuszczając Polskę. W r. 1706 król
August II odprawiał na Bielanach w wielkim ty-
godniu czterodniowe rekolekeye. X, Jan Kurdwa-
nowski, sufragan warmiński, mieszkał tu lat kilka
przed swoją nominacyą na sufragana warmińskiego
:!,q,i,i.:db,GoogIe
20
w r. 1713; na rekolekcye zjeżdżali do tutejszej
pustelni w r. 1749 nominat prymas gnieźnieński
X. Adam Komorowski, po nim Andrzej Załuski,
biskup krak., a w i*. 1758 Józef Załuski, nominat
biskup kijowski. Wreszcie w r, 1787 zwiedzał erem
ostatni król Stanisław August, zjechawszy do Kra-
kowa po podróży kaniowskiej.
Wreszcie jeszcze jedno żałobne wspomnienie.
Jan Kazimierz zmęczony dwudziestoletniem pel-
nem klęsk i bezowocnycłi wysiłków panowaniem,
złożył we wrześniu 1668 r. koronę i opuściwszy
kraj osiadł we Prancyi, gdzie dwoma opactwami:
St, Germain des Prćs w Paryżu i św. Marcina
w Neyers obdarzony został. W tej ostatniej miej-
scowości umarł w r. 1672. Po czterecłi lutacli spro- j
wadzono eialo jego do Polski i postanowiono po- I
cliować je w grobacli kaplicy Wazów na Wawelu, ,
obok ojca, brata, żony i innych najbliższych z ro- I
dżiny. Zanim to z powodu nieodzownycli przygo-
towań pogrzebowych nastąpić mogło, zwłoki kró-
lewskie złożono tymczasowo na Bielanach.
Tak więc poetyczne to klasztorne ustronie
w pobliżu starej stolicy Polski w ciągu ubiegają-
cych właśnie ti-zech wieków swoich dziejów, go-
ściło cały szereg historycznych postaci, było świad-
kiem wielu zdarzeń decydujących o losach kraju,
łączy się wielorako z dziejami narodu i żywo je
przypomina.
II. Okolica i dojazd.
Milowa droga od Krakowa do Bielan idzie
prawie nieustannie nad brzegiem Wisły, w górę
db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
fi
b,GoogIc
jej biegu. Za przedmieściem zw. Pólwsie zwierzy-
nieckie, mijamy na lewo ponure, blankami i ba-
sztami nastrzępione ■ mury klasztoru Zwierzynie^
ckiego. Wyżej na prawo zostawiamy ośmio^ioczny
kościółek drewniany św. Małgorzaty i murowany
z wieżą kościółek Św. Salwatora. Ślady to prasta-
rych osad, współczesnych zaraniu dziejów nadwi-
ślańskiej tej ziemi. Na skalistym brzegu Wisły
wznosiła się jeszcze na początku XII w. siedziba
Piotra' Własta, owego na pół Iiistorycznego na pół
legendowego możnowladcy z czasów Bolesława
Krzywoustego. Było to może drewniane dworzy-
szcze, obronne strukturą i położeniem trudno do-
stępnem. Z jednej strony oblewała jego stopy
Wisła, z drugiej rozciągały się moczary rozlegle,
cbejmujące dzisiejsze Błonia i sięgające dalej je-
szcze. Wnuk Piotra, właściciela tych obszarów,
Jaksa Gryfita około r. 1 162 sprowadził pierwsze
Norbertanki, uposażył je włościami maeierzystemi,
i na miejscu swego dworu zbudował im klasztor
i kościół, przy którym także mnichów Norberta-
nów osadził. Już stał wówczas od dawna nieopo-
dal na wzgórzu panującem nad temi bagnami ko-
ściół Św. Salwatora. Pierwsza o nim wzmianka
jest z r. 1148, ale kto wie czy nie łączy się jego
założenie z wprowadzeniem jeszcze około r. 900
z Moraw chrześciaństwa. Miała tu być niegdyś
gontyna pogańska, na której miejscu, według le-
gendy, już Św. Wojciech wybudował drewniany
kościółek. Później kilkakrotnie był przebudowy-
wany. Kaplica Św. Małgorzaty także podobno dłu-
gie ma dzieje, choć sam dzisiejszy budynelc z no-
wszych pochodzi czasów. Całe obszenie wzgórze
:!,q,i,i.:db,GoogIe
Dosi nazwę góry św. Bronisławy na pamiątkę pa-
tronki polskiej % XIII w. Może starszą jest dniga
nazwa: Sikomik. Szczyt Sikt>mika wieńczy „Ko-
piec Kościuszki".
Za klasztorem zwierzynieckim przejeżdżamy
kolo uroczej letniej siedziby zwanej „Lipkami".
W małym werdd cienistj-ch drzew domku mieszkała
czas dłuższy Zofia z Czartoryskich Zamoyska, córka
księżnej jenerałowej ziem podolskich, zmuszona
w czasie rozruchów wojennych wyjechać ze stron
rodzinnych, i tu zbierała około siebie rozbitków
powstania 1831 r. Za „Lipkami" Wisła oddala się
od drogi. Widać stąd po prawym jej brzegu pasmo
nagich wzgórz wapiennych, zw. Krzemionkami,
mieszczących w swem wnętrzu Grotę Twardow-
skiego. W PrzegoiT-ałacli dojeżdżamy do podnóża
^óry bielańskiej. Gościniec zaczyna piąć się pod
górę. Mijamy zakłady wodociągu krakowskiego.
Na przełęczy, skąd widać na południowy zachód
wieże tynieckiego kościoła, opuszczamy gościniec,
aby skręcić na stromą boczną drogę ku północy.
Zostawiamy na prawo cegielnię, na lewo opodal
w wąwozie ukryty kamieniołom, z którego brano
ciosy wapienne na fasadę kościoła bielańskiego.
Droga dochodzi do obwodowego muru klasztor-
nego. Na małym placyku na jej końcu stoi wy-
soka kolumna z marmuru czarnego. Jest to słup
pi7.ydrożny, postawiony już po zbudowaniu kla-
sztoru, jak się zdaje w XVII wieku. Wysoki i pię-
knie wyrobiony zapewne w kamień iołnmacli Dę-
bnickich lub Sieleckich pod Krzeszowicami, mieści
tak na postumencie jak na ścianach szczytowej
kapliczki płaskoryte sceny z Męki Pańskiej. Mar-
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoOgIc
- 23 -
mur /czasem zwietrzały, zostai niestety czanią
olejną farbą po\^eczony.
Jesteśmy u wstępu do klasztoru. Uliczką mię-
dzy dwoma wysokimi murami, dziwnie pi^zypomi-
iiającą dostęp do niektórych opactw w pjrirzystycli
ttkolicacl) Włoch, dochodzimy do furty klasztornej.
Jest to właściwie brama przejazdowa budynku spo-
rego, kt(irep:o piętro służy za spichrz, obok któ-
rego jest mieszkanie pro^wizora, t. j. te^o członka
z^omadzenia zakonnejfo, który zajmuje się go-
spodarstwem rolnem i administracyą majątku
klasiŁtoiTiego, Nowsze malowania ścienne po obu
stronach przejazdu przypominają sceny z żywota
Św. Benedykta i św. Romualda. Herby Pólkozic
i Śreniawa, n dołu umieszczone odnoszą się do
fundatorów klasztoru bielańskiejto : Wolskiego
i Lubomirskiefco.
Przeszedłszy przez bramę stajemy na obszei-
nym dziedzińcu, który nas już zupełnie przenosi
gdzieś do jednej z najpiękniejszych miejscowości
włoskich. Wszystko się składa, by wywołać to
wrażenie. Na wprost mamy przed sobą imponu-
jącą z dwoma bocznenii wieżami fasadę kościoła
późno-renesansowego, z dużych ciosów wapienia,
o białości i połyskach niemal marmurowych. Nie-
które jej partye są wykładane płytami z marmuru
czarnego. Tło tej iście włoskiej architektury two-
rzy krajobraz, którego nie potrzebowałaby się wsty-
dzić ojczyzna Rafaela. Góra Bielańska ma w tem
miejscu 3'26 m. wysokości nad poziom morza,
a około 120 ponad poziom doliny nadwiślańskiej,
rozszerzającej się tutaj dalekim kręgiem w stronę
południową. To też gdy staniemy przy bahiatradzie
:!,q,i,i.:db,GoogIe
fj%iml%irica przedkościelnefco, otwai-toj od południa,
roztacza eię przed nami jeden % tiajwspanialszych
i zara/-em najweielszych widokciw. U stóp gxir>"
wije ił[c twor/40 fantastyczne zakręty „polskich
rz«k kritlowa", srebrzystym połyskiem ożywiając
ziule/i łąk i p<ił zaslanycłi gęsto wsiami, klombami
<lr/«!W, «tawami, poprzerzynanycli gościńcami i tora-
mi kului żelaznej. Widać znaczną przestrzeń biedni
WiHły, (Mi (Jzernicliowa aż poza Ki-akdw. Za "Wi-
Hłą wzrioHzą się lekko i falisto Krzemionki, cią-
(fnąc wzrok w lewo ku wyniosłości mogiły Kra-
kiwa. Hliżoj na prawo zamykają to pasmo wzgó-
i'za, na ktiirycli stokacli strzelają w g(irę wieże
tynieckiego kościoła. A dalej na południe cało faliste
podgiirze karpackie, z poza ktcłrego wyrastają, a za
niemi ciemno zieloną ścianą lesiste Beskidy i ostre
Bkaliate kontnry sinych luli białych szczytów ta-
ti-zańskicli zamykające widnokrąg. Inne strony
widoku zasłania kościiU i zakrywają zabudowania
dokoła dziedzińca wielkiego; od zacliodu i pół-
nocy budynki goNiiodiirskie, od południowego za-
chodu dom riai'ożny, służący za letnie mieszkanie
biskupom ki'akowHklin. Ale miłośnik pięknych
widoków niożłł z okien pięti^a nad furtą widzieć
jeszcze bardziej' n» zacliód cały obszar dawnych
dziedzin możnego rodu Starzów czyli Toporczy-
ków, z dnmnemi basztami zamku Tęczyńskiego,
który nad okolicą gclnije. Ze wschodniego zaś
końca ogrodu klasztornefco oglądać można Wawel
i Kraków u stóp jego, Z tego też miejsca nie-
szczęśliwy Jan Kazimierz patrzał na pożar Kra-
kowa i spustoszenia wojny szwedzkiej. Trudno
wymarzyć coś piękniejszego i bardziej uroczego.
:!,q,i,i.:db,GoogIe
iViiiok fMnaj ItoScii
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
■25
jak "Widziany z terasy mieszkania biskupiego w po-
bliżu owej balustrady dziedzińca przed kościołem,
za«h(id słońca i wieczór pięknego dnia letniego,
kieily dalsze okolice zanurzają się coraz bardziej
w sinym mrokn nocnym, w bliższych gęsto zalu-
dnionycli miejscowościach zapalają się tysiączne
światła okien mieszkań ludzkich i lampy stacyj ko-
lejo"w>'ch, dokoła zaś zalega cisza, opromieniona
ostatnimi blasliami zorzy zachodniej, złocącymi naj-
wyższe obłoki na niebie, kt(ire stopniowo od błę-
kitu dziennego przez złoto i purpurę przechodzi
w fiolet wieczoru i szafir nocy. Ustają wszelkie
grube wrażenia i potrącenia, tylko wibracye eteru
grają na naszych najdelikatniejszych nerwach i na
strunach duszy. Nawet najmniej poetyczną naturę
ogarnąć musi uroczysty a przejmujący nastrój
oderwania od zgiełku świata codziennego, nastrój
prawdziwie nieziemskiego spokoju.
III. Kościół.
Kościół bielański należy do okazalszych wPol-
sce, i mógłby być ozdobą każdego wielkiego mia-
sta. Już sama główna jego fasada zacliodnia im-
ponuje zarówno szlacłietnością niateryalu i techni-
cznego wykonania, jak potężnymi rozmiarami,
zwłaszcza rozwinięciem szerokości i poważną ar-
chitekturą. Materyałem jest, jak już wiemy, cios
wapienny z miejscowego kamieniołomu, w sztu-
kacłi dużych starannie obrobionych, czyli t. zw.
grand appareił, o warstwach niezupełnie równej
wysokości. Jest to kamień składu gęstego i wiel-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
kiej białości. Powierzchnia jego /.lana nieco i wy-
gładzona przez wpływy atmosferyczne ina pewne
podobieństwo do inaminni. Niekt-<ire partye zre-
sztą ^są wykładane krajowym niarniiirem czarnym.
Stylem budowy jest wczesny i nieprzeładowany je-
szcze czysto wlosl;i barok. Konipozycya arcłiitekto-
niczna należy do typn fasad pałacowych, które
właśnie barok włoski zastosował do budowli ko-
ścielnych, a kt('irych najsłynniejszym wj'razem jest
fasada ś\V. Piotra w Rzymie. Widzimy łu prze-
prowadzony podział na piętra i kilka rzędów okien.
Możnaby myaleć, żh mamy pr/ed stthą okazały
dom o parterze, niskim entnisolu i Wysokiem nad
nim piętr/e. Gzemsy podziału poziorae^o podtrzy-
mywane są pi-zez płaskie, u griry ozdobione wisio-
rami pilastry. Że tfl kościrtł, wskazuje tylko od-
rębne traktowanie środka fasady, będące w zwią-
zku 7. poi+alein głównym, przerwanie w tem miej-
scu szeregn okien gómych wielkim półkolistym
otworem, któiy odpowiada sklepieniu nawy głó-
\\Tiej, a wreszcie dwie po bokacłi wieże, dołem
łączące się z fasadą, a tylko górą samoistnie strze-
lające na dość znaczną wysokość i nakryte ba-
niastymi hełmami. Cała ich wysokość wynosi 48 m.
Wieże te poszerzają znacznie fasadę samego bu-
dynku kościelnego, która razem z niemi mierzy
przeszło 41 m. długości. Niektóre z okien fasady
są ślepe i tworzą równe ZHpelnie oknom wymia-
rem i dekoracyą, symetrycznie rozłożone ■wnęki,
w których stoją wielkie lecz małej wartości arty-
stycznej posągi kamienne Świętych. W dolnej kon-
dygnacyi — licząc od lewego — widzimy tam
Św. Benedykta i św. Romualda, "wyżej św, Jana
3j
db,GoogIe
db,GoogIe
\
^^
icGoogle
Kante^o (?), Św. Mikołaja, Św. Bonifacego (albo
Ambrożea;o ?) i Św. Jana Nepomucena. Również
ślepe są dwa mniejsze portale po bokach głównego
wejścia. Wieńczy fasadę szczyt trójkątny na środku
i rodzaj niskiej attyki z balustradą, po zboczach
szczytu skośnie biegnącą i w punkcie najwyższym
dźwigającą posąg M. Boskiej, patronki kościoła,
wśród promieni z żelaza poztacianego. Obok ka-
mieniarskich i rzeźbiarskich szczegółów gzemsów,
pilastrów, kapiteli, obramień portalów, okien i wnęk.
'zasługują na uwagę śliczne żelazne Itraty okien
dolnych, mistei-ną robotą ślusarską wykonanych.
Gdy przez poiial główny wejdziemy do wnę-
trza, ogarnia nas jaltaś atmosfera uroczystej po-
wagi i równowagi. Składają się na to wrażenie
znaczne rozmiary i znakomite ustosunkowanie
przestizeni , i pełna spokoju dekoi-acya nawy
głównej, i rytm arkad kaplic, po obu jej bokach
się otwierających, i równomierny rozdział światła,
z gJrnych okien płynącego jednostajnym, białym,
lecz nie jaskrawym potokiem po gładkich ścianach
i napełniającego całą przestrzeń spokojną, równą,
miłą dlftoka, łagodną jasnością. Budynek kościelny
stanowi wydłużony od zachodu ku wschodowi pro-
stokąt, tej szerokości co fasada bez wież. Jest je-
dnonawowym, z rzędem kaplic po każdej stronie.
Nad nawą przerzucone jest na wysokości około
■21 m. sklepienie beczkowe o rozpięciu 13 blisko
metrów, bez lunet, tylko na gurtach czyli pasach
płasko z muru wystających i odpowiadających
podziałowi ścian. W zboczach kolebek, między
tymi pasami umieszczone -są w znacznej wysoko-
ści okna, dość wielkie, eliptyczne, wpuszczające
:!,q,i,i.:db,GoogIe
do nawy światło, wskutek (crubości muru w ten
jednak sposób, że ono właściwie oświetla głównie
tylko podniebie skłepienia, a stąd dopiero odbite '
od białej powieizcłini tynku, docłiodzi do dolnej
przestrzeni nawy. Dopełniają tego oświetlenia dwa
wielkie półkoliste okna, równie wysoko umiesz-
czone, z których jedno znajduje się w ścianie fa-
sady nad wejściem, drugie naprzeciw we wscho-
dniej ścianie szczytowej prezbiteryuni.
Prezbiteryum prostokątne jak nawa, tworzy
wewnątrz dla oka proste jej przedłużenie, mimo
że jest cokolwiek węższe i ti-ochę niższe. Sprawia
to analogiczne, w dalszym ciągu biegnące roz-
członkowanie ścian i sklepienia, tudzież jedno-
stajna tu i tam dekoracya. Dekoracyę tę, .jak
na zabytek baroku nadzwyczaj prostą i surową,
tworzy pionowy podział ścian gładkimi pilastrami
na przęsła, którym odpowiadają pola sklepień.
Piłastry mają gipsowe kapitele jońskie z girlan-
dami i dźwigają architraw,. nad którym fryz wy-
soki mieści kartusze, bogato w skręty barokowe
obramione. Pewna ich ilość w nawie ma zamiast
tarczy, otwór wychodzący na piętro niskie nad
kaplicami bocznemi. Powyżej następuje gzenis ko-
ronujący, o znacznym wyskoku i pięknym okroju,
który obiega cały kościół. Nad nim wznosi się
jeszcze pionowo rodzaj attyki, rozczlonkowałiej
jakby stylobatami w przedłużeniu linij pilastrów
i zakończonej skromniejszym gzenisem, nad kt<i-
ryui dopiero wyrasta beczkowe sklepienie, po-
dzielone szerokimi pasami na wielkie kwadi-aty.
Wgłębione pola kwadi'atów są złekka sino- po-
pielate, podczas gdy pasy i plastycznie i jaśniej-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
29
szym tonem wysuwają się napi-zód. — Podobnie
i niżej na gzemsach i ścianach przeprowadzono
tę dwutonowość, jasnością uwydatniając wypukło-
ści, w porównaniu do ciemniejszych zagłębień.
Część prezbiteryalna, wzniesiona nad poziom
nawy o cztery stopnie, zapomocą nislciej śclanlci
z przejściami przedzielona jest na dwie polowy.
Zachodnia jest wlaściwem prezbiteryum i mieści
mensę wiellciego ołtarza z tabemalcuUim do owej
ścianlf i przystawionem. Część wschodnia za ścianką
jest chórem zakonnym. Dokoła trzech je^ ścian
bief^ą stalle. Ściana wschodnia w górze rzeźbą
i malarstwem udekorowana, stanowi dopełnienie
wielkiego ołtarza, jego retabulum na innym pla-
nie umieszczone i widzialne zarówno publiczności
jak mnichom modlącym się w chórze. — Obraz,
w bogateui barokowem obramieniu marmurowem
umieszczony, jest znacznych rozmiarów, kwadra-
towy i przedstawia Wniebowzięcie Matki Boskiej,
czyli tytuł kościoła. Jest on pędzla Michała Sta-
chowicza. Po bokach w nyżach stoją dwa posągi
świętych.
Na bialem tle ścian ponuro odbija czamość
mai'murowej, częściowo drewnianej dekoracyi w.
ołtarza, czarne marmurowe odrzwia boczne w na-
wie i prezbiteryum, czaine stopnie i balusti-ada
dzieląca prezbiteryum od nawy, czarne marmu-
rowe balustrady schodów do podziemi w dwóch
wschodnich narożnikach nawy, tudzież podobne
balustrady w arkadach wejść do kaplic bocznych.
Prócz tego jest jeszcze pewna ilość czarnych mar-
murowych epitafiów wmurowanych w ściany nawy.
Wszystko to daje wnętrzu kościoła jakąś cechę
:!,q,i,i.:db,GoogIe
- 3() -
mhAfUĄ i Btaiiowi jakby wstęp do Memento tnori.
Ut/nt-Au witają zawsze (itwarte podziemia pod pre-
'/.WiUtrynm i clicJrem. Tu w szerejru katakumb leżą
■/.nturli bracia zaktuiui. W ścianach kilkadziesiąt
■/.utminiwauych otwoniw iniesci suchy napis z imię-
iiiisifi i flatą tiniUjrci zmarłego. Pokora zakonna
każ« wyrzuć- nic nazwiska rodzinnego. Nekropola
ta, pr/iypoininają(;a ziiikomość rzeczy ludzkich, nie
jtwt jitdiiak zbyt poimi-ą. Chodzi się pomiędzy gro-
bami, po białych, jaHuo oświeconych korytarzadh,
i t<i ]>rzcciwteńMtwo właśnie najsilniej działa: myśl
o timiitrci uli) wydujo się groźbą zawieszoną nad
c/Iow je kii>n), iih) częścią składową życia codzien-
nofę"' 'l'y''''' '^^'''"■zy dobrowolnie wyrzekli się życia
)4wiiit4>wc({o, śmierć nie przeraża; śmierć z Bogiem,
po życiu 7. Iloffioiii, to owszem przejście rado^te
i iKiżąduiiu ilo żytnia lepszego.
Od początku istnienia klasztoru bielańskiego,
ziiuliizlu Hię przez trzy wieki pewna liczba osób,
kti'>re tu Kzukiily za życia ucieczki przed burzli-
wym HwiatłJiti, albo zapragnęły przynajmniej po
ńuiion^i lożec olinU imiiclniw, Bogu oddanych,
'l'ak ziiriiz ziiłożyt^iel pustelni Srebrnej góry, Mi-
kołaj Wolski, leży pod posadzką kościoła ha
Ńrodku luiwy, l)liHko wejścia gWwnego. Kryje go
proKta płyta z piaskowca, po której — jak tego
właśriii; życzył soliie "Wolski w swej pokorze —
każdy przechodzić musi. Nazwisko jego wcale
nie jest wyryto. Jost tylko pełen sknichy i wiary
dwuwiersz łaciński, Ictóry już wyżej podaliśmy
w tł(hnaczeniu, a który zaczyna się od wyrazów :
„Cummism mea piwesco..," Prócz tego jest ozdobny
])omnik Wolskiego z odpowiednim napisem,
b,GoogIc
31
w jakiś czas po śmierci jepro imiieszozoiiy iiiestet\-
tak wysoko nad jriówneni wejściem wewiiątni kł^>-
ściola, że szczej^ły sciiikają dla uka. Pomnik jest
ścienny, barokowy plaski, w części z czarnego
marmuru, w części ze stiiiku fci(«owei?o. Szlache-
tnego rysunku, jest on dziełem Wlocliii, Andrecja
Castellego, któiy był także zajętj' ]n'y.y delcoracj^i
kaplicy Zbaraskich, obok kościoła Domiiiiknn(Uv
w Krakowie. Napis zresztą pięliny i rzewny, za-
wiera mylkę, albowiem Wolski umierając niial
lat nie 75, ale 77. Wizerunku Wolsłiiejco pomuili:
nie mieści, ale pod nim, na drewnianej ścianie
wbudowanej przy wejściu przepierzenia, zawie-
szony jest jejfo wsptiłczesiiy portret olejny, pc-
:!,q,i,i.:db/GoogIe
dzla O. Wenaiitego, Włocha, Kameduły, z roka
1624 lub 1625. Jest to utwór niepospolity, odda-
jący nietylko powierzcłiowność i strój marszałka
w. kor., ale pozwalający wejrzeć w jego duszę,
usposobienie i temperament.
Przyjaciel Wolskiego i pomocnik pray spro-
wadzaniu pierwszych Kamedułów, Paweł Henik.
leży podobno pod kaplicą sw. Jana Chrzciciela,
lecz nie ma żadnego napisu, uwieczniającego jego
pamięć ; a był on także założycielem bibliotełd
klasztoniej, ktrtrej zapisał cały^swdj zbiór, prze-
szło 1000 ksiąg cennych teologicznych, filolt^-
cznych i historycznych.
Drugi wspólfundator biblioteki, Jan Chryzo-
stom Bodzenta, kanonik krakowski i gnieźnień-
ski 1678 r., także pod kościołem pochowany, ma
ski'omne epitaiium z marmuru czarnego w półno-
cnej ścianie nawy, pomiędzy kaplicą królewską,
a kaplicą św. Jana Chrzciciela. Jeszcze skro-
mniejszy znak ma, pochowany pod posadzką ko-
8ci(rfa, X. Stanisław Wojeński, biskup kamie-
niecki, t 1685, mąż wielkiej cnoty i zdolny sta-
tysta, używany do misyj dyplomatycznych przez
królowę Maryę Ludwikę. Grób jego wskazuje
prosta płyta kamienna na środku nawy, bliżej
wielkiego ołtarza, z herbem Zadora i czterowier-
szowyni napisem, w kbirym ani data, ani nawet
nazwisłto jego nie zostano wymienione.
Zresztą są ta jeszcze w ścianach, marmufowe
czarne epitafia kiłku innych osób, jak Jana Feli-
cyana Łukaszkiewicza, uczonego prawnika i leka-
i-za, rajcy krakowskiego, t 1708; X. Jurkowicza,
notaryusza apostolskiego; Macieja Załuskowskiego,
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
— 33 —
skirłiiuka eieradEkiegru. f 1737 i łedyin^j ktihiety,
która d)a swycii cnót. a zapewut- i zaship około
klasEtoni. «' p^tdzieniiaclj tute;łszycłi miejsce spo-
(lynkn otrzymała, Aiui\- z Oraczowskioh. i 1700,
oraz męża jej, Jana Zabielskitigx>, komornika i |h-
sarza ^Ti>dzkłe^<i cltęcińskie^.
W kalakiuuba^. posr<id ^rroWiw Kainededi)-
łów, jeet epiiafium Bofnisława Bielskiej, chorą-
żego lwowBki^\), ktor>" w podesKł>~m wieku wstą-
pl do zakonu i !* lat habit kamedulski nosił.
Wreszcie prz>* samem wejściu do kośt-ioła nad
kropiehuczks maleńka czarna tabliczka zawiera
najÓB krótki, lecz rozezulająi^y pokorą i skruchą:
Proszę iiędzii)- (irrzeszmk
o jedno pozdrowienie
Paniir Mariey za £:ixec]iy
y duszę mcrję
Jakub Sdicwsh'
kasztel, wiślicki.
Jaknb Rojoweki C^k-) żyi w ostatniej ćwieri-i
S\"n w. i za życia sweg:o poumieszcza! |H^obiw
napisy we drzwiach nad kropielniczkami kilku
jeszcze innych kościołów, jak np. w Krakowii-
A' k^licy NaJBW. Panny Piaskowej w Kannolihiw
u ŚW. Marka.
Wnętrze głównej przestrzeni kościoła wywiom
vTażeme przeważnie swojemi proporcyanii ai\"t»i-
ektonicznemL Jest ono c^ołocone k d?.iel sztuki
wszelkiej drobiazfcottTiej dekoracyi; joiinostnjiiiił
;Iadkie i białe, przypomina niemal biały liabit
Camediilów i doskonale odpowiada |«nvażnoi sii-
owości reguły zakonnej i ży<na piistelniczetin).
:!,q,i,i.:db,GoogIe
- 84 —
Natomiaart w inny, weselszy nastrój wpro
dzają nas boczne kaplice, których po każdej s
nie nawy po trzy otwiera się na nią wielki
arkadami. Tu kontrastem najżywszym nfi^x)
dzono całe bojifactwo ozdoby, złożonej it n
i barw i złoceń. Tu pobożnj' zapał fiindatol
XVII i XVIII w. puścił wodze swoim up(>d(
niom do zbytku i przepycliu, w którycli przełs
waniii odzwierciadla się ducłi epoki.
Kaplice są w założeniu podobne do sie
a rząd icłi zastępuje nawę boczną. Niższe od i
lecz zawsze znacznej wysokości, 8'50 m,, zasl
pione są beczkowo z pelnefro łuku. Oś ich s.
pienia łeży pod kątem prostym do osi podłui
kości<da. Już arctiiwolty łuków icli -arkad wyt
dzącycli na nawę są bogato profilowane. Oblą(
stość wewnętrzną i ościeże boczne w {crub<
muru ścian kościoła pokryła dekoracya, zloż
z rzeźbionych polichromowanych i złoconych s;
kateryj i obramionych niemi obrazów olejnych
płótnie. Ten sam rodzaj dekoracyi przykrywa t
wnętrze ich i sklepienia. Na tem tle rysują
czarno sute i wypukłe obramienia mariuun
przejść z jednej kaplicy do drugiej, a blys?
od złocenia ołtarze icli z drzewa, snycerskiej
boty. Sadzono się fonnalnie na to, by najmnieji
powierzchni nie zostawić bez ozdób, które tłr
się na siebie. Mimo to mało gdzie przekrocz
przy tem granice dobrego smaku, a wykone
świadczy, że dobrzy, nie prowineyonalni, pracov
tn artyści.
Najwyżej stawiamy dekoraeyę kaplic najl:
dziej wschodnich po obu sti-onach nawy. Jest •
:!,q,i,i.:db,GoogIe
stylu ptiźnego, ale jeszcze szlachetnego baroku,
icdobtą ją obrazy Tomasza Dolabelli, malarza,
'tinecyanina, ktiiry napi'z<^d brał udział w deko-
waniu sufitu sali Dei pregati, czyli sali senatu
iłacu dożciw w Wenecyi, ^ue obraz jeKO: doża
asquale Cicogna adorują(;y Najśw. Sakrament
azwany „programem ortodoksyi", świadczy o jefco
^ligijnem usposobieniu. Pi'zez Zygmunta III-go
;>rowadzony około r. 1600 do Polski, osiadł tu,
żpnił się z córką Piotrkowczjka, drukarza kra-
owskiego i przez lat kilkadziesiąt do śmierci
■racowal dla przybranej swojej ojczyzny, pi-ze-
iiieszkując głównie w Krakowie. Opriicz licznycli
'ortretńw, malował przeważnie obrazy religijne
religijno-historyczne. Zostawał w bliższych sto-
lunkach z rtiżnymi klasztorami Krakowa i oko-
licy, a kościoły Dominikanów i Franciszkanów
przyozdobił znaczną liczbą wielkich płócien, które
niestety przeważnie zniszczały w pożarze Krakowa
1850 roku. Obrazy, które losu tego uszły, zostały
później całkiem prawie zepsute pi-zez przemalo-
wanie, tak, że dziś na Bielanach trzeba działal-
ność tego malarza studyować, choć i tutaj dziełom
jego nie oszczędzono niezbyt szczęśliwego odna-
wiania. Mimo tego można stwierdzić na nicli
witilką łatwość kompozycyjną i zdolność dekora-
cyjną ich twórcy, który z wirtuozyą zdumiewającą
rzuca na płótno sceny o setkach osób działających,
wnętrza sal wspaniałych, widoki z dalekimi krajo-
bmaaini, z architekturą i calemi miastami w głębi;
kocha on się pi-zedewszystJiiem w scenacli pompa-
tj'cznych zebrań i pocłiodów, uroczystości dworskich
i kościelnych, maluje całe cykle, w których wybor-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
nie tiinie zastosować się do danych przestrzeni,
wypełniając umiejętnie zarńwno wielkie ściany,
jak i małe powierzchnie obrazków, wtłoczonych
pomiędzy ramy sztukateryi. Koloryt jego, zciein-
niały może wskutek wieku obrazów, jest nasycony
i głęboki ; pędzel artysty Wenecyanina wyraża się
w gorących barwach szkarłatu i złotogłowia.
W kaplicy królewskiej, pod wezwaniem św.
Benedykta, po północnej stronie nawy, dwa wiel-
kie obrazy na przeciwległych sobie ścianach bo-
cznych, przedstawiają Św. Benedykta w gościnie
i kanonizacyę św, Władysława, króla węgierskiego.
Kilkanaście mniejszych obrazów należy do dwóch
cyklów: na cokole, poniżej wielkich obrazów, wi-
dzimy sceny z życia św. Bonifacego; na gnabość
zaś ściany arkady, tworzącej jakby tęczę dokoła
wejścia z nawy do kaplicy, sceny z życia świętego
Władysława.
W przeciwległej kaplicy św. Bomuałda czyli
Delpacowskiej, podobnie udekorowanej jak kró-
lewska, wszystkie obrazy duże i małe odnoszą się
do życia tego założyciela Kamedułów. Na tęczy
w grubości ściany arkady wchodowej widzimy
między innemi: 1) Powołanie św. Romualda do
zakonu Benedyktynów po cndownem widzeniu
Św. Apolinarego w klasztorze Benedyktyńskim
w Classe pod Rawenną ; 2) Święty przyjmuje habit
w tymże klasztorze; 3) Świętego w Yaldecastro
znajdują bracia zemdlałego po napadzie szatanów,
w głębi scena bicia go przez szatanów. — Jeden
z wielkich obrazów na ścianie bocznej na prawo :
Posłuchanie Świętego u cesarza Ottona; obraz wielki
po lewej stronie: Procesyonalne przeniesienie zwłok
:!,q,i,i.:db,GoogIe
37
ś. Romualda z Yaldecastro do Fabriano. Na cokole
dokoła kaplicy cały szereg mniejszych obrazów
przedstawia sceny z życia pustelników.
Zajmującym jest także obraz ołtarza tej ka-
plicy. Wyobraża oti widzeniu św. Romualda, który
będąc w zakonie Benedyktymiw we śnie widział
zakonników biało iibranycti, wstępujących po sto-
pniach do nieba. W następstwie tego snu miał on
założyć, zakon Kamednłów, którym łiabit czarny
benedyktyński zamienił na biały; słusznie tylko
niożo zadziwiać, że Święty pogi"ążony we śnie, już
:!,q,i,i.:db,GoogIe
przez antycypacyę ma na sobie suknię białą. Z
się, że i ten obraz jest Dolabelli. W ol>u pO'
szych kaplicach są jeszcze dobre obrazy w
wionę w sklepienie i są wcale piękne grotesk
ozdoby malowane na płaskich tynkowanych p
strzeniacb ścian, tworzących obi-ainienie obra^
Nie wiadomo czyjem one mogą być dziełem. Ta
na nwa^ę zasługują drewniane ołtarze obu t
kaplic, okazy baroku bogato rzeźbionego i zł<"
nego, a bardzo starannego wykonania.
Sąsiednie po obu stronach nawj' kaplice w oj
nym zarysie wzorowane na dwóch powyżej opi
nych, są jednak, jak ze stylu wnioskować naie
późniejsze. Dekoracya ich wpada już fantas
cznymi skrętami i inuszlowynń motywami w
koko XVIII w. Sklepienie jednej z nicli, kapl
8w. Jana Clirzciciela, okai^uje fotograficzne zdjęt
W tejże kaplicy jest obraz oryfcinalnego pomy;
przedstawiający chrzest Cłu-ystusa na tle pejza
z okolic Ki-akowa; zamiast Jordanu widzimy V
się pomiędzy Bielanami i Tyńcem, w głębi rysi
się Wawel. Podobno na obrazie podpisanym jt
twdrca: „Petrus Brygierski 1655". Jeżeliby ti
było istotnie, mielibyśmy tutaj widok Tyńca i Bi
ian z czasu przed napadem Szwedów, których sp
stoszenia postać Krakowa i jego okolic moci
zmieniły.
W tej i trzech innych kaplicach na nawę s
otwierających (pod tytułem: Zwiastowania, św. Pi<
łra- i Św. Michała albo św. Miłosierdzia) *ą jeszcs
na ścianach i sklepieniach umieszczone obi-azy dt
koracyjne, przypisywane Janowi Proszowskieim
Krakowianinowi (1699 — 1674), znacznego talent
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
8ktepicBl« kaplicy iw. Jnna Cbr:ci
:!,q,i,i.:db,GoogIe
b,GoogIe
malarzowi nadwornemu króla Jana Kazimierza,
wykształconemu w Rzymie.
Dwie kaplice pod wieżami frontowemi od-
dzielone są od kościoła ważkimi ciemnymi przed-
sionkami, do których się wchodzi z nawy na pra-
wo i na lewo drzwi glrtwnych, przez odrzwia pro-
stokątne z czarnefco inarmuiii ki-ajowejto z orna-
mentami stożkowymi białymi.
Odrzwia na prawo wchodzącego do kościoła
mają w gfirze kartnsz eliptyczny z czei-wono I)runat-
nejco marmuru, uwieńczony herbem Śreniawa na tar-
czy czarnej wśi'<Sd barokowych skręt(Hv gipsowych.
Napis wyryty na kartuszu świadczy, że wejście to
jest do kaplicy ś. Sebastyana, którą w r. 1642 fun-
dował Stanisław Lubomirski, wojewoda krakow-
ski, dla uczczenia zasług swego ojca Ęebastyana,
kasztelana wojnickiego, około uposażenia klasz-
toru bielańskiego. Kaplica ta nosi też do dziś dnia
nazwę rodziny Lubomirskich. Jest to przestrzeń
centralna, na rzucie poziomym kwadratn zbudo-
wana. Ściany n>zczlon kowane są pilastrami i oży-
wione wnękami półkolisto w górze zakończonymi.
Bezpośrednio nad niemi wznosi się na pendenty-
wach płaska kopuła kolista bez bębna, z otworem
w środku i latarnią. Tylko wnęti-ze kopuły jest
widzialnem, gdyż wbudowana ona jest we ^iiętrze
wyższego pięti-a wieży. Całe wnętrze kaplicy ustro-
jone jest bogatą plaskorzeżbioną dekoracyą gipso-
wą w stylu barokowym, pięknego pomysłu i szla-
chetnego wykonania, ściśle zastosowaną do po-
działu architektonicznego. Składają się na nią
arabeskowe motywy plycin pionowjxh pasów na
ścianach, fiyzy ozdobne z główkami cherubinów,
:!,q,i,i.:db,GoogIe
biegnące poziomi) w g<^rze ecian, kapitele konipo-
zj-towe (połączenie motyw(5w porządku joiiskiegro
i korynckiego) pilastr<i\v, listeczkowe, perełkowe
i arabeskowe obramienia wnęk priJkolem zakoń-
czonych w ścianacli i wreszcie ramiasta ozdoba
pudniebia kopuły. Wśród skrętów i liści widzimy
dziecięce postacie zgrabnych putttiw i główki anioł-
ków. Najwybitniejszą częścią Hguralnej delcoracyi
są narożniki ścian pionowycłij w których górna
poh)wa skośno wtłoczonych pilasti'ów przecliodzi
w piiłflgtny młodocianych atłetów, dźwigających
głowami kapitele. Ciomny przedsionek kaplicy ina
również staranną i |>okrewną choć skromniejszą
dekoracyę stiułcową. Dotychczas pi'zypisywano tę
ozdobę Janowi Siiecatoremu, który kończył faoyatę
kościoła bielańskiego; w ostatnich czasach po-
wstało przypuszczeń ie, iż może twórcą jej jest
Baptista Pałconi, który miał wykonać r. 1647 sztii-
kateryo kaplicy Oświecimów w Ki-ośnie. Blislcie
pokrewieństwo tych dwiich dzieł nie da się za-
przeczyć.
Na spokojnem, jednostajnie bialeni, nieco sn-
lowem tło wnętrza kaplicy, żywem przeciwieństwem
występuje suty z kolumnami baj-okowy ołtarz z czar-
nego marmuru z ozdol)aioi bialemi i wkładkami
barwnemi. Główne pole jego retabulum zdobi śli-
czny obraz olejny: Św. Sebastyan. Na tle poety-
cznego peizażu z odjeżdżającymi w głębi konnymi
żołnierzami stoi slo-ępowany silnie do pnia drzewa,
obnażony Święty; ugina się on pod wpływem do-
znanej męki, powrozy wpijają się w wezbrane mu-
szkuly ramion, strzały tkwią w piersiacłi i udach.
Jest to znakomite studyum nagiego ciała i wogóle
db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
^
^,
:!,q,i,i.:db,GoogIe
duchowej odgrywa rolę. Nio|Hv*|>olil\ t\\riiVH (.-hm
nie jest znaiijiii.
Przeciwległa \iod tlnigii \\'w)ą lvi«)>Ui'iv |tinl
wezwaniem św. Krzyżu, iiui tlokonn-j V \vni;h*n
:!,q,i,i.:db,GoogIe
xil|Nt|iiii) |ł(ł(lc>ł)iią ()o kaplicy Lulmmirskich, z i*
tylko niżnicą, że wyknnanie stiiikowych szczegit-
Wiw o/dohy junt JKszcze wyŻ8xe. Zwłaszcza uderza
<)<mk<»iiiiłt^ iiUHlttlowanie iniiszkuIaiTiych ciał atletilw
imniżiiyrli i nwHtętj zwracają głowy ich, \\->Tazem
[łn'.yi«>miimJ!ifo klHsyr/.nyoli g:lad\-atoniw rz>in-
skioli. lub iiajlfps/.e dzieła rtMiesansii. W oItan«
nad mensą Kiiujdiiit* się nialeiika i-zeżba z biafc^
alattastni, w khiivj wylMinio a ineKnane dłuto
XVII luli XVIII w. wyray-iło scenę a licmych
lignntcłi Złożenia Clir\-stusa do isn^bii-
:!.r..l,i.-db;G00<^lc
kaniralaiT i zatr\"STya, T\\iiTsac i lmi^\iikit'iv, Łi*-
sotilmin caiiw onraTiif-ziią, i jiiiTw ,iTi>n£r<' iJii.iTł''
nia ^łlaiiu ■wynikają na, t^ą lUtt- nii-iato J(tvim tiiTi-^
KapiniłiiTT ziiaidmi' sii^ od i^-tinu-) oj)!: i^ stronii'
rwaiurelu; wcbodzi sit; d.in' »<■ siiHik;, i,T.ir» irc'
dzirtli łtd ka]>lii-. i która idik Vtis.'Ji- nar. -w ii.-'
z iTurtólrnum juk i j: itiiiiioi-jn^c" )nii^Wiir.yn ii;i>
k'.tf<-if]e. W sioinf Ti'i w si^iajiii' >\Tii-h.viii}fj wiiiu-
rowuia jest niewysoko w"ii-lk« mliii. ■» ni;irniiir.'\\j*
(xama. która otnrzłi obraiuii>iiie y lw»roVi'\v-\-.-h
jtret<'iw z irirl»T)d»mi kvi»Tow i o\\<voVi, llłl^4;■l^ ni
pędzlem) oleJDo iia sciłiiiic ii!)nmli«-w-;u)i\ » li.iiją.^
ixeil»ę. IWiiąi iiaj>i? na Jwlu sriv3ko\\riii josi Tł-k>:r.^m
[WZTwileju papit"!* Pnwhi V 7 r, It^lił, >isd;»istN^'.i
«dpast>- dla dusz jinrnstjiiąi-yi-h w ci>>«ii Un>tva-
i"y^ teg>.' tekstu ^^anout) crrjiwininfk l>» s^ciMkim
marginesie, bieiruącyui dukoła \\v\v)uMrp»i>4i\i .^l>-
wodu taWiey. Pruodstawia on wsnuł onłamonhAy
po dwu bokach uaj>isu wyobnuenu' ntąk i^nms*-
wych, Z pośn'fl ptttmiem dusT.e oior|iiąłV w^ł^^iiJł^i.-^
ręce ku aniołom, r. Ri^ry do nioli r.l»ti)^jitoMtt, IV-
staci te płaskie i iHiIeniwiuio itn tlo ułttnmifu
grosEkowanetro wyRladaJH j«k cieiiWoliińskio. l>ł>ł-
bny podpis: ,1. Zielaski F." u dolti cnysort po pm-
wej ręce, świadczy, iż dr.ii'hi to jodiicjf* « /.i''lM-
skich, którzy w XVII wioku pntcttwaU w i»»v-
murowyi^ kamii^iiolmnaol) l><,'btukii i 8ii>li<ti, o kl<U
rych już wj-żt-j wsponuiinlfiii, nnUvim> u kohi-
db,GoogIe
44
mnie przed wejściem do klasztoru. Jedno to z ty-
powych ich dzieł całkiem autentycznych.
Kapitularz, zwany po klasztornemu capitulum
culparum, bo tu w pewne dni schodzą się mnisi,
aby wobec przełożonych i całego zgromadzenia
braci głośno wyzńad swe grzechy, jest dość dnżą
prostokątną salą. Dokoła ścian, pokrytych praoo-
wicie wykonaną boazeryą, stolarskiej w części "7-
kładanej i-oboty, biegnie lawa. Sklepienie beczkowa
z lunetami cale podzielone jest na powierzchnie
geometi-yczne, obwiedzione listwami rzeżbionemt
w sztukateryi. W pola te zarciwno jak w lunety
wprawione są niżiiej wielkości i kształtu obrazy
olejne na płiitnie, ze scenami z życia Chrystusa P.,
niewiadomego malarza, nie bez zalet zwłaszcza
w łcierunku efektów dekoracyjnych. Przyciemniały
koloryt jest ciepłym i głębokim, a c^ość wraz
7. gToteskowem wypełnieniem powierzchni tynlio-
wanycli między obrazami wywiei-a nieco ponure
lecz poważne wrażenie artystyczne.
Pi) drugiej stronie prezbiteryuni w sionce wi-
dzimy dwie wmurowane w ściany tablice podobne
do opisanej wyżej przed kapitularzem. Na jednej
długi panegiiyćzny napis upamiętniający poświę-
cenie kościoła w r. 1642, druga mieści odpis przy-
wileju papieskiego na odpusty z r. 1743. Nad
sionką tą wznosi się dzwonnica, będąca zarazem
wieżą zegarową.
Zakrystya tuż obok jest przestrzenią odpo-
wiadającą kapitularzowi, tjlko znacznie sliromniej
udekorowaną. Ghiwną jej ozdobą szafy piękną sto-
larszczyzną wykonane i wykładane różnobarwnom
drzewem (intaiBia), a łączące się z boazeryą reszty
db,GoogIe
b,GoogIe
tl
b,GoogIe
b,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
b,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
JL
:!,q,i,i.:db,GoogIe
ścian w harnionijną całość. Nie brak tam i przed-
stawień figuralnych z życia świętych pustelników.
Po ścianach wisi wysoko kilka portretów (kard. Ho-
ii;yusza,bisk. warmińskiego, który w dziejach XVI w.
u nas tak znakomitą odegrał rolę; Andrzeja Za-
łuskiego, biskupa krakowskiego z XVIII w.). Na-
der ważnym i ciekawym jest niewielki poprze-
cznego fonnatu obraz na drzewie, który niedawno
tutaj z predelli ołtarza jednej z kaplic został prze-
niesiony. Malowany na drzewie, o tle złoconem
przedstawia on scenę kw. „Chrystus w studni", czyli
pólfigurę Chrystusa obnażonego i zakrwawionego,
podtrzymywanego przez dwócłi żałosnych aniołów.
Jest to piękne dzieło malarstwa może krakow-
skiego z XVI w., w duchu jeszcze i pod wpływem
tradycyi sztuki włoskiej.
Zalirystya zasobną jest w znaczny zbiór pię-
knych i bogatych szat i naczyń liturgicznych głó-
wnie z XVII wieku. Widocznie w epoce reakcyi
przeciw reformacyi wzmogła się pobożna oflamość
na domy Boże, a wśród niepokojów, wojen i wiel-
kiej anarchii XVII w., lepsze żywioły zwracały się
sercem do zakon<5w o regule ascetycznej, jako do
ostoi bezpiecznej przed wirem i wichrem spraw
światowych i rozluźnionych stosunków społecznych.
Tern tlómaczy się zakładanie licznych po kraju
eremów kamedulskich, i opieka, jaką nietylko
w początkach ale długo jeszcze potem wielmoże
nasi otaczają pustelnię bielańską. Członkowie wiel-
kich rodów i zamożniejsi ludzie wspiił ubiegali się
w dawaniu dowodów swej życzliwej hojności, czego
ślady do dziś dnia widzieć można.
:!,q,i,i.:db,GoogIe
Wśr*^ .kilkudziesięciu ornatiiw jest cennych
ukolo dwiwizieścia, a między niemi nąjokaz-ałszy
ornat fioletowy fundacyi księcia Jerzejco Zbara-
ekiego. Boki fioletowe są z wzorzystego adamaszku
wybornego gatiinkt], przetykanego złotem, i okry-
tego frendzlą jedwabną rtiżnobarwną. Frendzle te
krdtkie i barwne jak widmo tęczy były dawniej
w powszechnem u ornabiw użyciu i estetycżniejsze
stanowiły obramowanie tkanin niż dziś używane,
sztywne jak metalowa rama galony. Motywy owocu
granatu tworzące wzór adamaszku wiążą się z naj-
lepszemi średniowiecznemi tradycyami dekorowa-
nia tkanin, zwłaszcza do poważnego użytku słu-
żących. Ale najcenniejszą częścią tego ornatu jest
kolumna tylna w kształcie wielkiego szerokiego
krzyża, na kt^^rym techniką skombinowaną mi-
sternie z aplikacyi i haftu wyrażono w żywych
barwach i artystycznym rysunku Ukrzyżowanie.
U sttlp krzyża stoją postaci Marj'i i św. Jana.
Nad głową Chrystusa unosi się Duch św. jako
gołębica. Wyżej Bcig Ojciec w póifigurze. Na koń-
cach bocznych ramion krzyża są półfigiiry śś. Pio-
tra i Pawła. Subtelność i pracowitość szczegółów
tego dzielą sztuki hafciarskiej niełatwoda się opi-
sać, równie jak ogólny efekt kolorystyczny, |iosko-
■ nalość rysunku i modelowania. Świadczy ono, że
żyły jeszcze w początku XVn w. dobre tradycye
akupiktury, która w końcu średniowiecza tak wy-
soko stalą, i tylu u nas hidzi-w XVI jeszcze wieku
zajmowała. Na kolumnie pi-zedniej, podobnie orna-
mentalnie zahaftowanej jak tło kolumny tylnej,
jest u dołu w barwnej aplikacyi herb Zbaraskich
i litery ofiarodawcy: G. D. Z. Z tym samym ber-
n^
j.,GoogIe
db,GoogIe
J
:!,q,i,i.:db,GoogIe
Oruat baftannD]- l[<
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
db,GoogIe
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
bem i literami znajdnje się jeszcze drngi ornat,
zielony, skromniejszy, lecz niemniej z bardzo cen-
nej tkaniny zrobiony.
Po Lnbomirskich zosta) ornat mniej misterny,
ale także kosztowny i piękny. Boki je^o są z aksil-
initu pensowego, dwuwarstwowego, jakby wyci-
skanego we wzór owo(^u granatu. Kolumnę równie
aksamitną ponsową zdobi haft zloty plaski. Wśród
skrętów barokowych wynurza się w górnej części
kolumny pleców postać M. Boskiej z Dziecięciem
Jezus, haftowana wypukłe zlotem i jedwabiami
kolorowymi z użyciem aplikacyi. U dołu herby
Sreniawa i Gryf wśnid sntych lambrekinów liafto-
wane z użyciem aplikacyi, dowodzą, że dar to Se-
bastyana Lubomirskiego i żony jego Anny Bra-
nickiej, wspólfnndatorów eremn bielańskiego. Obok
dajemy reprodukcję ornatu, niewiadomej fun-
dacyi z XVII w. — Cały ze złotego sztucznego
ściegu brokatu, ma na tern tle kwiaty natm'ali-
styczne ślicznie jedwabiami barwnymi haftowane.
Całość jest bogata i efektowna a nadzwyczaj har-
monijna.
Prócz powyższyełi jest jeszcze z XVII w. kilka
"matów białych i czerwonycli z bogatym haftem
złotym lub z haftem z jedwabi kolorowycli i kilka
i^pięknemi aplikacyami tudzież ornat z pięknej tka-
niny XVIII w. z h. Ciołek u dołu pleców, na liartusz
pod infułą i pastorałem. Na bliższą uwagę zasłu-
^je jednak wspaniała kapa żółta jedwabna zlo-
tem przetykana, ze szlakiem i szkaplerzem z prze-
pysznej guipiury złotej i srebrnej.
Z naczyń i sprzętów kosztownych wymienia-
iiy piękny kielicli srebrny pozłacany z XVII w.
:!,q,i,i.:db,GoogIe
- 48 -
ozdobiony ornamentami artystycznie trybowanymi
i wycinanymi prireżroczo z blachy, tudzież turku-
sami i ametystami ; drufci kielich równie z XVII w.
K postaciami Świętych w medalionach wypukłe
trybowanych; nionstrancyę srebrną pozłacaną dość
dużą, Ozdobną, z r. 1696, z daru. Franciszki •/. Pe-
stalozzich Wosiń^kiej, mtitki zakonnika bielań-
skiego ereiiui ; relikwiarz srebrny w kształcie mon-
strancyi, wreszcie dwa relikwiarze w kształcie
oltarzykrtw i krzyż z hebanu z ozdobami ze srebra
i jaspisu. Stanowią one razem garnitur, i były
ofiarowane Mikołajowi Wolskiemu pi'zez papieża
Pawła V.
Przed opuszczeniem fcikrystyi warto jeszuze
zajrzeć do dwłlch małych przestrzeni obok niej się
znajdujących. Jedną jest izdebkaz ozddbnem skle-
pieniem atiukowem, służąca jako umywalnia dla
kapłanów przede msstą. Cała jej ściana w głębi
zajęta jest przez okazałą nyżę marmurem w kilku
kolorach wykładaną, o kształtach arohitektoni-
cżnych szlachetnego rysunku, w której znajduje się
lawaterz ze zbiornikiem na wodę, kształtu kon-
chowatego. Nawet kurki mosiężne są wcale arty-
stycznego pomysłu i wykonania.
Bniga przytykająca przesti-zeń jest kapliczka
Św. Józefa. Wnętrze jej jest bogato i. barwnie de-
korowane, a policliromia zwłaszcza ścian, naśladu-
jąca bryty zwieszono tkaniny o pięknym staro-
świeckim wzorze jest możo najlepiej zachowanym
i-bafdzo zajmującym praykładem pierwotnej de-
koi-acyi klasztoru bielańskiego, nie zniszczonej ani
przez pożary, ani przez późniejsze restauracye.
Na piętrze nad opisanym już kapitularzem
1'\
db,GoogIe
Uslirska dtkoincfu ścian)' kajilic)' iw. J6icfa i XVn k
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
Oi^awB księgi z XVr w
b,GoogIe
Ł^
b,GoogIe
49
mieści się w dwtich salach biblititeka, wcale zna-
czna i zawierająca wiele dziel cennych. Już wie-
my, że gidwnyuii jej założycielami byli Paweł
Henik i kanonik Bodzenta w XVII w. Piękną
oprawę jednej z ksiąg XVI w. okazuje tablica.
Aj'chi"wum klasztorne z ważnymi i licznymi doku-
mentami, przeważnie z XVII i XVIII w. pomie-
szczone jest nad kaplicą Czartoryskich, na pier-
wszem piętrze wieży północnej.
Bielan;. 4
:!,q,i,i.:db,GoogIe
V. Erem i lycle zakonnłkiw.
Aby zroziimieć szczefcóly urządzenia erem
bielańskiego trzeba cokolwiek znać reirulę zakonu
i dzieje rozwoju zgromadzenia na Zachodzie.
Kameduli powstali z zakonu BenedyktyntJi
i są jedną z jego gałęzi. Założycielem ich bj
Św. Romuald, rodem z Rawenny, kttiry żyl w końc
X i na początku XI w. Mimo usposobienia bogo
hojnego miał on pierwszą młodość burzliwą. Zwro
w życiu jego nastąpił już w 20 roku życia. Wmię
Bicany jako świadek w jalcąs krwawą rozpi-awt
ojca z bliskim krewnym, poczuwał się jako współ-
winny do odpowiedzialności za zbrodnię ojcowski
i w niepokoju swoim schronił się do klasztoru Bene-
dyktynów w Monteoassino, gdzie po pewnym czasie
przywdział łiabit zakonny. Była to jednak epoka
rozluźnienia Benedyktynów. Romuald w porozu-
mieniu z opatem opuścił klasztor wraz z kilku
braćmi, kt(')rzy go sobie za przełożonego obrali,
aby nowy dom założyć. W wędrówkacli po Wło-
szech i innych krajach poznał pustelnika św. Ma-
ryna, żyjącego w pobliżu Wenecyi. To zapewne
wpłynęło jia decyzyę obrania życia pustelniczego.
R. 1012 osiedlił się w Toskanii, wśród doliny apu-
nińskiej. Zdaje się, że nazwa pierwsza tej siedziby
„Camaldoli" utworzoną została z łacińskiego okre-
ślenia „campus amaMlis", jakie zakonnicy jej na-
dali, zwyczajem, ktiiry się stale w tradycyaeli
klasztoru przechowuje. Stąd to powstały łacińskie
nazwy późniejszych klasztorów polskich i Mons ar-
genłeus (Bielany), Mons regius (Bielany pod War-
:!,q,i,i.:dbvGoOgIe
- 51 -
9zawą), Mons pacis (Pożajśeie), Syloa aitrea (Ry-
twiany). Etymolofcia „campus Maldoli" jakoby od
nazwiska jakieKOŚ właściciela, któfy itiiat pierwszy
grunt podarować, utrzymać się nie da. Tutaj to
w miejscowości odludnej, obfitującej w wodę i ti-u-
dno przystępnej, zbudowali sobie bracia 5 domk<iw
i kaplicę. Sława surowego życia pokutników roz-
chodziła się po kraju, i ■/. czasem stawały nowe
domki dla osiedlającycli się dokoła nowych braci.
Prowadzili oni żywot pustelniczy, « umartwieniu,
milczeniu i odosobnieniu, pod wspólnem kierowni-'
etwem sw. Romualda. Czarne habity benedyktyń-
skie w samych początkach zmienili na białe ;
miało się to stać w następstwie owego snu zało-
życiela, w któiym widział białych mnichrfw wstę-
pujących po stopniacli do nieba, snu kt<iry jak już
wiemy przedstawionym jest na obrazie ołtarza
w kaplicy Delpacych na Bielanach. Sw, Romuald
ustaliwszy erem w Camaldoli, usunął się naprzód
w (fory unibryjskie, gdzie też klasztor założył,
a potem do klasztoru Val de Castro, gdzie też
r. 1027 życia dokonał. W ciągu jeszcze wieku XI
pierwotna reguła benedyktyńska uległa pewnym
miianom, zastosowanym do potrzeb Kameduł(iw.
Powstawały z czasem nowe domy i nawet nowe
prowincye czyli grupy klasztorów, z pewnemi ró-
żnicami urządzenia i obyczaju. Z biegiem wieków
w niektórych z tych klasztorów, a nawet całych
gi"up, wolniala pierwotna surowość tak, że caJy
zakon rozdzielił się na dwie całkiem i^óżne kongre-
gaeye: cenobitów, czyli żyjących we wspólności
klasztornej, i eremitów, czyli prowadzących żywot
pustelniczy. Po różnych próbach reform, w po-
db,GoogIe
czątkii XVI w. rozłączone całkiem zostały te dwie
kongregacye, a kilkakrotne ptiźniejsze usiłowania
połączenia ich pod wsptilnyni naczelnym zwierz-
chnikiem nie odniosły skutku. Owszem doszło do
tego, że w końcu XVIII w. było nawet pięć oso-
bnych fcrup czyli familij klasztornych, mających
każda odrębnego zwiei-zchnika, zwanep;o major.
Obecnie, po zniesieniu wielu klasztorów w czasacti
rewolucyi francuskiej i później, pozostało takicii
familij cztery. Kongregacya najstarszego eremu
w Camaldoli zachowała stale pierwotny podział
swych członków na mniclirtw i pustelników. Godło
jej starożytne: dwa gołębie białe pijące z jednego
kielicha, wj-raża w obrazie to skojarzenie żywota
klasztornego z pustelniczym; nad kielichem unosi
się g^viazda. Kongregacya mnichów klasztornych
ma swój dom główny w Rzymie. Kongregacya
pustelników posiada jako główną rezydencyę Moiis
C07'0nae koło Pei-ugii, a godłem jej: Trzy szczj-ty
gór, z średniego najwyższego, uwieńczonego ko-
roną "wyrasta krzyż promienisty. Kongregacya
Montis coronae wydala najliczniejsze domy po ró-
żnycli ki'ajach Europy. W XVIII w, liczyła i-azem
32 eremy. Do niej należały wszystkie eremy pol-
skie i litewskie. Obecnie po różnycłi kasatach zo-
stał jej tylko jeden dom w Frascati we Włoszech
i jeden w Polsce. Już w XIX wieku oddzieliła i
się od tej kongregaryi prowincya neapolitańska
w południowych Włoszech. I
Erem bielański należy do kongreacyi Montisl
Co7'onae, która regułę założyciela zachowała naj-
bardziej zbliżoną do pierwotnej czystości. Kame-
duli w myśl założyciela nie byli powołani do od-
db,GoogIc
— 53 -
dawania się nauce. Według przepisów reguły,
śpiewanie psaliniiw, modlitwa, rozmyślanie, mifUy
zajmować większą część dnia, a godziny wolne, od
ćwiczeń duchownych przeznaczone były na pracę
ręczną. Nauki poczytywane były jako zati'udni6nie
świeckie i z tego powodu zakon w pierwszych
wiekach Istnienia nie inial, Jak np. Benedyktyni,
pisarzy. Jeszcze w początku XVI w. jeden z prze-
łożonych twierdził: „Jeśli kto wykształci! się w nau-
kach pierwej, nim przyjętym został do zakonu,
niech Bogu dziękuje za dar mu użyczony; lecz
który wstępuje, nic nie umiejąc, niech się uczy
życia pustelniczego". P(}źniej zdarzało się nieraz,
iż Kameduli uprawiali nauki, a nawet poezyę
i sztukę. Sam erem bielański, jak wiemy, liczył
w swem gronie ludzi wykształceń ycli, szczycił się
artystami, uprawiającymi malarstwo i muzykę,
a piękna jego biblioteka świadczy, że różne ga-
łęzie nauki i literatury nie musiały mu być obce.
Niemniej właściwym celem i zajęciem naszych
eremitów była i pozostała do dziś dnia kontem-
placya i asceza, czyli modlitwa, rozmyślanie i umar-
twienie. Żyją oni w odosobnieniu i milczeniu, nie-
tylko od świata, ale nawet przeważnie od współ-
braci. Ubranie mają grube, wełniane, bielizny nie
używają. Chodzą boso, w sandałach, a u nas, dla
ostrości klimatu, używają wełnianych pończoch.
Golą głowę, a zapuszczają brodę. Kapłani zosta-
wiają na głowie wąską obwódkę włosów. Cały
rok wstrzymują się całkiem od mięsa i od wina.
W piątki poszczą o chlebie i wodzie. Posiłki
spożywają każdy w swojem mieszkaniu, tylko
w kilkanaście glówniejszych świąt i jeszcze kilka
db,GoogIe
drii do roku mają wspólne rekreacye i wspólny
obiad w refuktarzu. Na zaspokojenie głodu poza
obiadem mają w mieszkaniu chleb i owoce. Mie-
szkają każdy w osobnym domku wśród ogródka,
którego uprawianie również do ich zajęć należj'.
Funkcyi duchownych dla ludu nie odprawiają,
a kościoły ich otwarte są tylko dla mężczyzn.
Jedynie w dni kilku największych uroczystości
wstęp kobietom jest dozwolony. Nabożeństwa od-
bywają się tu w cichości, bez śpiewu. Kościoły
ich organów wcale nie posiadają. Modlitwy wspólne
w chórze, częściowo nucone półgłosem, odbywają
siedm razy na dobę, zaczynając jutrznią o północy.
W zimie,, w czasie osti-ych mrozów, wstawanie
w nocy i przechodzenie przez ogród i dziedziniec
do kościoła, nieraz po skrzypiącym śniegu, należy
do przykrzejszych i cięższych obowiązków. Krążące
zresztą dość powszechnie mniemania o jakichś wy-
rafinowanych umartwieniach , jak np. że zamiast
łóżek mają trumnę do spania i kładą cegłę pod
głowę, i że przy spotkaniu witają się nawzajem
słowy: memento mori, należą do dziedziny legend.
Sypiają na twardym sienniku, z twardą pod głową
poduszką.
Oczywiście przeor zwolniony jest z pewnych ,
przepisów życia, jak np. milczenia; jest on prze- i
cięż zmuszony porozumiewać się ze światem, re-
prezentować zgromadzenie na zewnątrz, przyjmo-
wać gości. Wolno nm z nimi jeść obiad — lecz
w osobno na to przeznaczonym refektarzu. Podej-
mowanie gości nawet na nocleg należy do zwy-,
czaju eremóv kamedulskich, które w tym celu
:!,q,i,i.:db,.GoOgIc
55
ają zwykle osobne zabudowanie z salonem i po-
>ja,mi gościnnymi. Mieszkają tam nieraz osoby
yieckie, odprawiające lekolekcye, lub w ogóle
lukające chwilowego schronienia. Oprócz przeora
A^olnionym jest z części przepisów życia piistel-
iczefco prowizor czyli ceUeria-ius, zajmujący się
dministracyą majątku i prowadzeniem gospodar-
twa. Eremy bowiem posiadają zwykle dobra ziem-
kie. Obok księży i kleryków są także przy eremach
>racia zakonni, zatrudnieni przj' gospodai-stwie do-
noweni i mogący również komunikować się z pu-
łliczn ością.
Poznawszy, choć w pobieżnych rysacli, ducha
reguły i sposób życia naszych mnichów, przy-
patrzuiy się rozkładowi i urządzeniu eremu bie-
lańskieK<^ł.
Dzieli on się na dwie odrębne od siebie części.
Jedna, więcej zewnętrzna — jeżeli tak nazwać
można kompleks budynków, otaczających wielki
dziedziniec wjazdowy, przed kościołem obok furty,
za którą wszakże jednak już zaraz przyjmuje
wchodzącego dziwny spokój i cisza, w innych
klasztorach niezwykła — łączy się z gospodar-
stwem i stanowi przejście od zgiełku światowego
do bezwzględnej ciszy pustelni. Tu, w szeregu
większych, po części piętrowych budynków, mieści
się nad bramą wjazdową szpichlerz i mieszkanie
celleraryusza, a obok kościoła, po lewej stronie,
refektarze (zakonny i gościnny, w którym jest na
ścianach szereg zajmujących portretów starych,
między innymi Jana Magnusa Tęczyńskiego, wo-
jewody krakowskiego, Krzysztofa Radziwiłła Sie-
rotki i znakomity wizerunek króla Jana Kazimie-
:!,q,i,i.:db,GoogIe
- 56 --
rza , którego reprodukcyę daliśmy wyżej przy
str, 12), kuchnia, pralnia, sala rekreacyjna. Obok
nich, lecz dokoła osobnego bocznego podwórza,
stajnie i inne budynki ekonomiczne. Po prawej,
pohjdniowej stronie kościoła rozmownica i pokoje
gościnne, a w głębi za nimi nowicyat. Tu więc
zgromadzono to wszystko, co odnosi się do potrzeb
doczesnycli i to, co przedstawia stronę wspdlną,
zbiorową życia zakon nikiiw. Ulica poprzeczna, prze-
chodząca za presbyteryum kościoła, odcina tę część
od właściwej pustelni, leżącej po drugiej stronie
tej ulicy. Prowadzą do niej dwie bramy w murze,
ozdobionym w duchu baroku XVn w. slupami
i wazonami kamiennymi.
Przeszedłszy przez którąkolwiek z tych bram,
znajdujemy się na początku jednej z dwóch ulic
albo raczej ścieżek, nakreślońycii równolegle do
siebie w kierunku głównej osi kościoła, od zachodu
kn wschodowi. Dalej, niemal dokoła pustelni, to
już głuchy las, którego część, obwiedziona murem,
stanowi większy spacerowy ogród, czy zwierzyniec;
klasztorny. Na wschodnim końcu tego zwierzyńca
jest miejsce, zkąó wybornie widać Kraków. Ztąd
to Jan Kazimierz i'. 1653 miał patrzeć ze łzami
w oczach na pożai- starej stolicy.
Po dwu stronacli owych dwóch ścieżek są
rabatki z kwiatami i drzewkami, a za niemi mur
z szeregiem małych finiek. Każda fnrtka prowadzi
do małego ogródka, a przez ogródek do domku
parterowego, stanowiącego pomieszkanie jednego
z pustelników i zupełnie od sąsiednicłi domków
oddzielonego. Mieszkanie każde składa się z sionki,
małej kaplicy i celi. Umeblowanie celi stanowi
.dbyGoogle
b,GoogIe
— 58 —
prosty stół i stołek z białego drzewa, niewielka
szafka na książki. Łóżko z siennikiem i poduszką,
słomą wypcłianemi, zasiane grubym kocem, dzba-
nek i gliniany kubek, miednica, kilka obrazów
Świętych na bielonych ścianach, kilka doniczek
z kwiatami — oto cały sprzęt.
W tych ubogich, lecz schludnych ścianach,
spędzają pustelnicy jednostajne, samotne dni na
zgłębianiu tajemnic wiary i stosunku człowieka
do Stwórcy, na doskonaleniu i podnoszeniu ducha
do Boga, a przygotowywaniu go do nieba, praw-
dziwej ojczyzny chrzescianina. W tych murach
upływają długie nieraz lata życia świątobliwego,
a gdy je wreszcie śmierć przerwie, w obrębie mu-
rów klasztonij'ch , w podziemiach kościoła ciało
znajduje spoczynek. Te podziemia bielańskie po-
ważne, ale jakieś jasne i pogodne, jak pogodną
bywa śmierć chrześcijanina po żywocie bogoboj-
nym — to także szczegół dający do myślenia.
Świat nieraz nie rozumie powołania zakon-
nego, dziwi się zwłaszcza tym, ktÓi-zy obierają
życie pustelnicze, pełne umartwień, zaparcia się
siebie, heroicznego oderwauia od wszystkiego, co
ziemskie, wyrzeczenia się nawet godziwych uciech
i pociech. Bo też prawdziwie pojąć to potrafią
tylko dusze wybrane. Walk wewnętrznych i tu nie
braknie ; wszak bez walki nic dobrego nie dzieje
się na świecie; ileż jednak wyższych rozkoszy
może zawierać ' prawdziwe zjednoczenie się już
w tem życiu z Bogiem! Jakież po przezwyciężeniu
siebie przychodzić tu musi ukojenie i uciszenie.
Czyż człowiek nawet najbai-dziej czynny i rozpro-
szonj- nie miewa chwil, w których odczuwa po-
db,GoogIe
59
trzebę iicieknięcia od świata, skupienia się, za-
stanowienia nad najwyższemi prawdami i celami
ziemskiej wędniwki, zaioknięcia z samym sobą?
Tutaj żyjący samotnicy, zamknięci są nietylko ze
sobą, ale z Bogiem. Kto tern się {clęboko przejmie,
temu praykrzyć się nie może. A któż odgadnie, ile
w tych modlitwach i umartwieniu jest zadośćuczy-
nienia za cudze winy, za moc złego, które dzieje
się na świecie, ile one złego odwrócić są zdolne
od ludzi, żyjących poza murami pustelni, od spo-
łeczeństwa i narodu!
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
SPIS ROZDZIAŁÓW.
I. Dzieje bielańskiej góry ....
II. Okolica i dojazd
III. Kościół
IV. Kapitularz, zakrystya i archiwum
V. Erem i życie zakonników . . .
:!,q,i,i.:db,GoogIe
^
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!m,l,i.db;G00^Ie
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
:!,q,i,i.:db,GoogIe
db,Googk